Waga środowego spotkania Lechii Gdańsk z Legią Warszawa będzie ogromna. Obie drużyny nadal walczą przecież o wysokie cele. Początek gry o 20.30 na PGE Arenie.
Lechia, mimo ostatnich niepowodzeń w meczach z Lechem Poznań (1:2) i Śląskiem Wrocław (0:1), ciągle liczy się w walce o europejskie puchary. A dokładnie czwarte miejsce w lidze, które gwarantuje start w rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europy. – Jestem przekonany, że dwa zwycięstwa, a być może nawet cztery punkty wywalczone w dwóch ostatnich kolejkach ekstraklasy, powinny pozwolić nam zrealizować upragniony cel – mówi trener Lechii Jerzy Brzęczek.
Gorzej, że przed meczem z Legią ma trochę problemów kadrowych. Od jakiegoś czasu wyłączeni z gry, z uwagi na kontuzje, są Jakub Wawrzyniak, Damian Garbacik, Mavroudis Bougaidis, Adam Dźwigała czy Kevin Friesenbichler. Teraz dołączył do tego grona Gerson, poturbowany w trakcie ostatniego spotkania ze Śląskiem na tyle mocno, że nie zagra już do końca sezonu. Brazylijczyk ucierpiał w boiskowym starciu z Flavio Paixao. Po wykonaniu medycznych oględzin okazało się, że ma pękniętą jedną z kości. – Sytuacja łatwa nie jest, niemniej musimy sobie jakoś poradzić – mówi Brzęczek. – Nie wiem jeszcze kto zastąpi Gersona. Czy będzie to na przykład Rudinilson czy też zdecydujemy się znów na wariant ze Stojanem Vranjesem w roli środkowego obrońcy. Niezależnie jednak od tego, kto wyjdzie na boisku, musi dać z siebie maksa. Tylko wtedy możemy myśleć o pokonaniu Legii – przyznaje trener Lechii.
Goście też przyjadą do Gdańska z nastawieniem na zwycięstwo. Klub ze stolicy naszego kraju ciągle walczy o mistrzostwo Polski, goniąc w tabeli prowadzącego Lecha Poznań. Niepowodzenie na PGE Arenie może przekreślić te plany. A Legia dobrze wie, że przeciwko Lechii gra się jej wyjątkowo trudno i ma świeżo w pamięci porażkę 0:1 z 11 kwietnia, gdy sukces Biało-Zielonym zapewnił strzał Macieja Makuszewskiego, co oklaskiwała rekordowa liczba 36 500 kibiców. W środę powtórka takiego scenariusza będzie w Gdańsku mile widziana.