Śląsk Wrocław to jeden z najbardziej niewdzięcznych rywali Lechii w ekstraklasie. Od pięciu lat Biało-Zieloni nie umieją znaleźć sposobu na tego rywala. W sobotę przegrali na wyjeździe 0:1.
Po pierwszej połowie tego spotkania mało kto przewidywał taki scenariusz. Lechia przez 45 minut dominowała na boisku, dopuszczając Śląsk jedynie raz we własne pole karne. Tuż przed przerwą w poprzeczkę trafił z bliska Flavio Paixao.
Ale wcześniej to gdańszczanie kreowali dogodne sytuacje podbramkowe. Motorem napędowym akcji gości, którzy wystąpili bez kilku podstawowych piłkarzy, był Stojan Vranjes, przesunięty pod nieobecność pauzującego za kartki Sebastiana Mili, na pozycję ofensywnego pomocnika. Bośniak na początku gry wspaniale złożył się do strzału, po którym piłka wylądowała na poprzeczce. Później dokładnie dograł piłkę do Antonio Colaka, który jednak przegrał pojedynek sam na sam z Mariuszem Pawełkiem. Po raz trzeci Vranjes błysnął, gdy minimalnie chybił z rzutu wolnego.
W drugiej połowie tempo gry nieco spadło. Ale coraz częściej do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Sygnałem ostrzegawczym dla Lechii była sytuacja z 67. minuty, kiedy Robert Pich zagrał do Petera Grajciara, ale ten przegrał pojedynek z Łukaszem Budziłkiem.
Kolejna składna akcja Śląska przyniosła jednak mu gola. Znów w głównej roli wystąpił Pich, dogrywając piłkę z boku boiska w kierunku Flavio Paixao. Jeden z wrocławskich bliźniaków przymierzył precyzyjnie z woleja i było 1:0.
Goście, wśród których zagrał m.in. dawno na boiskach nie oglądany Filip Malbasić, starali się doprowadzić do wyrównania, lecz do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie, co oznaczało, że wrocławianie awansowali na czwarte miejsce w tabeli, spychając Lechię “oczko” niżej.
– Przyjechaliśmy tu, żeby zmazać plamę z meczu, który nie wyszedł nam tu miesiąc temu, gdy przegraliśmy 0:3. Można powiedzieć, że do 60. minuty kontrolowaliśmy grę, ale jedna z szybkich kontr Śląska, które ten zespół wykonuje bardzo dobrze, przyniosła skutek – skomentował przebieg spotkania występujący wyjątkowo w roli lewego obrońcy Piotr Grzelczak.
– Zostały nam dwa spotkania do końca sezonu i na pewno będziemy w nich walczyć o pełną pulę. Nasz cel czyli 4. miejsce trochę się oddalił, ale wierzę, że nasza dobra gra w końcu zostanie poparta też skutecznością w najbliższych meczach – dodał trener Lechii Jerzy Brzęczek.