Ostatnie dwie przegrane nieco zagmatwały naszą sytuację, niemniej nikt w szatni nie stracił wiary w końcowe powodzenie misji pod tytułem “awans Lechii do europejskich pucharów” – mówi szkoleniowiec Biało-Zielonych Jerzy Brzęczek przed ligowym finiszem, podczas którego gdańszczan czekają dwa mecze z Legią Warszawa oraz Jagiellonią Białystok.
Przegrywając dwa ostatnie spotkania straciliście już szansę na podium, niemniej motywacji nie powinno zabraknąć w końcówce sezonu, bo ciągle walczycie przecież o czwarte miejsce.
– Dokładnie. Myślę, że jeśli ktoś straciłby choć kawalątek wiary w końcowy sukces, nie miałby po co wychodzić na boisko. Stawka meczu z Legią będzie na pewno wyższa niż w kwietniu. Nie ma już bowiem czasu na pomyłki czy jakieś teoretyczne rozważania. Zostały dwa spotkania i tylko komplet punktów będzie nas interesował, Legię zresztą również, bo walczą o mistrzostwo. Jednak my skupiamy się na swoich celach. Na pewno jesteśmy w stanie wygrać środowe spotkanie, nie mamy zresztą innego wyjścia. A o koncentrację moich piłkarzy się obawiam ani trochę, bo Legia to przeciwnik nieco innego kalibru niż wszystkie pozostałe. Prestiż, związany z pokonaniem tego rywala, działa niczym magnes.
Dzisiaj można już chyba mówić o tym, że doszliście do poziomu, przy którym nie musicie obawiać się żadnego przeciwnika w ekstraklasie.
– Można tak powiedzieć. Wiadomo z jakiego startowaliśmy pułapu, a dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Zespół na pewno zrobił postęp w grze, wiosną zbudowaliśmy fundament pod dalszy rozwój. Już dziś, w porównaniu z tymi zespołami, które nas wyprzedzają, nie mamy się czego wstydzić, jeśli chodzi o styl gry. Musimy jednak być bardziej skuteczni pod bramką przeciwnika jak i własną, by na stałe zadomowić się w czołówce. Detale zadecydowały o tym, że możemy zająć co najwyżej czwarte miejsce na koniec sezonu, w co głęboko wierzę.
Problemy kadrowe nie spędzają panu snu z powiek? Zresztą Legia też je ma, bo za kartki musi pauzować Jakub Rzeźniczak.
– Ale zastąpi go Dossa Junior, a po pauzie wraca również Orlando Sa, tak naprawdę nie wiadomo, czy zdoła wyjść na boisko Ondrej Duda. U nas sytuacja jest nieco gorsza, kadra się zawężyła. Gerson po urazie odniesionym we Wrocławiu nie zagra do końca sezonu, Piotrek Wiśniewski ma problemy rodzinne, kilku innych zawodników – jak Kuba Wawrzyniak czy Kevin Friesenbichler – leczy kontuzje. Opatrzność nam ostatnio nie sprzyja i mamy pewne problemy w defensywie. Ale każdą dziurę da się załatać. Czego przykładem ostatni bardzo poprawny występ Piotra Grzelczaka na lewej obronie we Wrocławiu czy Stojana Vranjesa na stoperze w spotkaniu przeciwko Wiśle. Nie zapominajmy, że wracają do nas Sebastian Mila oraz Nikola Leković. Ci, gracze, którzy są do dyspozycji, muszą podołać zadaniu. Zarówno w środę jak i niedzielę.