Mecz Lechia – Jagiellonia w 2014 r. w rozgrywkach Pucharu Polski był pierwszym spotkaniem w ramach tych rozgrywek na nowym stadionie w Letnicy. Tak się złożyło, że był także ostatnim w roli trenera Biało-Zielonych Michała Probierza, który kilka tygodni później został trenerem… Jagiellonii.
Jak zwalniano Michała Probierza z Lechii?
Ale od początku. W środku sezonu 2013/14 Lechia zmieniła właściciela. Od momentu przejęcia klubu przez tajemnicze niemiecko-portugalsko-szwajcarskie-nie-wiadomo-jakie konsorcjum dni Michała Probierza jako trenera Lechii wydawały się policzone. Pewien opalony manager, który pojawił się na tureckim obozie zimowym, wiele wtedy mógł. Z jednej strony Probierza głaskał:
– Z tego dżemiku i tak nieźle wycyganiłeś. Kto tam u ciebie gra. Grzelczak? Madera? Teraz ci sprowadzę prawdziwych zawodników, będziecie mieli fajnego dyrektora sportowego.
– Kogo? – zapytał przechodzący właśnie z tragarzami obok klubowy operator kamery. Menago do końca nie wiedział kim on jest, że tak łazi z kamerą.
– Na razie nie mogę powiedzieć – speszył się agent popijając chybcikiem różowego szampana.
Trochę chwalił, trochę ganił – mówił też m.in. że może sprawić by stosunek pracy Probierza wkrótce dobiegł końca. Oczywiście użył nieco innego sformułowania, ale łapiecie o co biega. Od tej pory zawsze pełen wigoru trener Michał był coraz bardziej przygaszony.
Po otwierającym wiosnę meczu u siebie z Pogonią Szczecin (przegrana 2:3 w ostatniej minucie) gdański światek piłkarski obiegła informacja, że następca już czeka w blokach. W następnym spotkaniu lechiści jeszcze uratowali nieowłosioną głowę trenera wygrywając gładko 3:0 w Bydgoszczy. Jednak nawet hat-trick jednego z jego piłkarskich “synków” Patryk Tuszyńskiego nie sprawił, że Probierz się rozchmurzył.
Na pomeczowej konferencji głos miał cichutki, a uścisk dłoni słabiutki. Jak nie on. Przeczuwał co się święci, choćby po reakcji ówczesnego dyrektora sportowego Andrzeja Juskowiaka, który po końcowym gwizdku wyrwał z trybun jak oparzony, nie fatygując się w okolice szatni gdańskiego zespołu. A chyba po efektownym 3:0 wypadało pogratulować chociaż autorowi hat-tricka.
Gdy po ligowej przegranej z Lechem lechiści prawie stracili szanse na awans do czołowej ósemki, los trenera zawisł na ostatnim włosku. Gwoździem do trumny okazał się pucharowy remis 1:1 z Jagiellonią. Wynik ten wyeliminował lechistów z rozgrywek na poziomie ćwierćfinału, po przegranej w pierwszym spotkaniu 1:2. Tego dla konsorcjum było za wiele, to był właściwie pretekst, na który czekano. Przeczuwał to także Probierz, zakładając na mecz dres, choć wcześniej zawsze wkładał garnitur. Znamienny był też fakt, że większościowy udziałowiec Lechii Franz Josef Wernze, obecny w Gdańsku tego dnia na trybunach, nie zamienił z trenerem biało-zielonych nawet słowa, mimo, że był na to czas przez cały dzień, a i Probierz przecież biegle włada narzeczem Goethego.
Zresztą zejdźmy na ziemię. Już przed meczem partnerka jednego z piłkarzy na VIP-ach znienacka zagaiła partnerkę jednego z asystentów trenera:
– Twój mąż został zwolniony razem z trenerem?
Kobiety są z Wenus i czasem trudno za nimi nadążyć, ale żeby potrafiły przepowiadać przyszłość? Nie chce nam się wierzyć, tak samo jak w to, że Probierz po spotkaniu w szatni powiedział piłkarzom Lechii: nie wiem jak z waszym pucharem, ale ja gram dalej.
Probierz z Lechii do Jagiellonii
Żarty na bok, faktem jest, że za kilkanaście dni Michał pracował już w… Białymstoku, gdzie zastąpił… Piotra Stokowca. Spotkał tam Macieja Gajosa, od 2019 roku piłkarza Lechii. Odwrotną drogę przebył Przemek Frankowski, wychowanek gdańskiego klubu który w tamten marcowy wieczór zdobył dla biało-zielonych bramkę wyrównującą, po tym jak Bekim Balaj otworzył wynik. Pół roku później „Franek” był już w Białymstoku, a „Jaga” sporo na nim zarobiła. Podobną drogę przebyli grający wtedy dla Lechii Patryk Tuszyński (wymieniony za Adama Dźwigałę + dopłata), Sebastian Madera i Piotr Grzelczak.
Ostatni mecz Probierza
Białostocka „Gazeta Współczesna” tak pisała o tym spotkaniu:
Żółto-czerwoni, choć bronili jednobramkowej przewagi zyskanej na Słonecznej, rozpoczęli mecz rewanżowy dość odważnie. W przeciwieństwie do ostatnich spotkań ligowych nie zagrali bojaźliwie, schowani na własnej połowie i czekający tylko na kontry.
Podopieczni trenera Piotra Stokowca atakowali gospodarzy niedaleko od ich bramki. Stosując pressing odbierali piłki i szybko próbowali przenieść się pod pole karne rywali. W środku boiska w miejsce kontuzjowanego kapitana Jagiellonii Rafała Grzyba białostocki szkoleniowiec zdecydował się wystawić Fina Joela Perovuo, Adam Dźwigała zagrał zaś w miejsce błyskotliwego, ale ostatnio zawodzącego Hiszpana Daniego Quintany.
Trener Lechii Gdańsk Michał Probierz także zamieszał w składzie i mecz na ławce rezerwowych niespodziewanie zaczęli Maciej Makuszewski i Piotr Wiśniewski. Ten drugi jeszcze w pierwszej połowie spotkania wszedł na boisko, gdyż od 28. minuty gospodarze przegrywali 0:1. Fantastycznym strzałem i golem z rzutu wolnego popisał się Albańczyk Bekim Balaj. Białostoczanie wykonywali stały fragment gry z ponad 30 metrów. Perovuo wypuścił lekko piłkę do przodu, a albańczyk potężnie huknął w okienko bramki Mateusza Bąka. Stadiony świata kochają takie gole i można to uderzenie oglądać do znudzenia.
Wcześniej to gospodarze mogli prowadzić, ale wypuszczenia piłki po strzale Stojana Vranjesa przez Krzysztofa Barana nie wykorzystał Zaur Sadajew.
Po stracie gola zespół z Gdańska ruszył do odrabiania strat, na szczęście dla Jagiellonii bezskutecznie. W 31. minucie idealnej sytuacji nie wykorzystał Wojciech Zyska. Chwilę później Sadajew ograł w polu karnym Jagi Jakuba Tosika strzelił z ostrego kąta na bramkę białostoczan, ale dobrą interwencją popisał się Baran . W 38. minucie Tosik potknął się na ciężkiej murawie, Piotr Grzelczak znalazł się w sytuacji sam na sam z naszym golkiperem i… spudłował.
Tuż przed końcem pierwszej połowy jagiellończycy wykonywali rzut wolny sprzed linii pola karnego. Do piłki podszedł Balaj, ale tym razem jego strzał po ziemi trafił w nogi obrońców Lechii.
– Nie przyjechaliśmy tu się bronić. Chcieliśmy wyjść do Lechii wysokim pressingiem. Bekim ma dobre uderzenie i to pokazał – mówił w przerwie Dźwigała.
Białostoczanie po zmianie stron nie zmienili swojej taktyki. Agresywni w odbiorze nie dawali lechistom wiele swobody, a sami wykorzystywali każdą okazję do groźnej akcji. W 50. minucie Nika Dzalamidze ładnie dośrodkował, a Balaj uprzedził Bąka. Zabrakło centymetrów by skierował piłkę głową do siatki. Gospodarze odpowiedzieli “główką“ Sebastiana Madery, którą nad poprzeczkę przeniósł Baran. Zaraz Pazdan wystawił futbolówkę Gajosowi, a ten z 17 metrów pomylił się o pół metra. Rafałowi Janickiemu wystarczyło z kolei przyłożyć głowę w zamieszaniu – zabrakło mu refleksu.
Wymiana ciosów trwała. Po wolnym Perovuo piłka spadła na głowę nieobstawionego Ukaha, ale Nigeryjczyk uderzył zbyt lekko.
Wielkie nerwy zaczęły się w 72. minucie po akcji dwóch rezerwowych Lechii. Wrzucił Makuszewski, a bramkę głową strzelił wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Przemysław Frankowski. Gol padł jednak tylko dlatego, że Krzysztof Baran poślizgnął się i upadł przy wyjściu do dośrodkowania.
Jaga nie spanikowała. Nadal dość umiejętnie się broniła. Wszedł Quintana i to on miał “piłkę meczową“. Goście w 87. minucie wyprowadzili modelową kontrę. Dźwigała wypuścił w uliczkę Tosika, a ten dokładnie podał w pole karne do Hiszpana. Daniego nikt nie atakował, miał piłkę na swojej lepszej lewej nodze, ale z kilku metrów strzelił tuż nad poprzeczką. Na szczęście to pudło się nie zemściło, bo rozpaczliwe ataki Lechii, poza zamieszaniem pod bramką Jagi, nic nie dały.
– Mecz ułożył się po naszej myśli. Strzeliliśmy pierwsi bramkę, takie były założenia. Kontrolowaliśmy spotkanie do straty gola. Potem było trochę nerwowo. Zrewanżowaliśmy się Lechii za porażki w lidze. Niech sport zdecyduje, kto będzie naszym rywalem – powiedział Tosik.
Po remisowym meczu z „Jagą” Michał Probierz został poproszony na górę i zwolniony z funkcji. Pizdnął drzwiami tak, że futryna prawie doleciała do wieży ciśnień. Wybiegł za nim równie rozbawiony, co opalony menago z szyderczym: a gdzie jest trenerek?
Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok 1:1 (0:1).
Bramki: 0:1 – Balaj 28, 1:1 – Frankowski 72.
Lechia: Mateusz Bąk – Paweł Stolarski (71 Przemysław Frankowski), Rafał Janicki, Sebastian Madera, Nikola Leković – Piotr Grzelczak, Paweł Dawidowicz, Wojciech Zyska (36 Piotr Wiśniewski), Stojan Vranjes, Zaur Sadajew (58 Maciej Makuszewski) – Patryk Tuszyński. Trener: Michał Probierz.
Jagiellonia: Krzysztof Baran – Jakub Tosik, Ugochukwu Ukah, Martin Baran, Giorgi Popchadze – Michał Pazdan, Joel Perovuo – Nika Dzalamidze (75 Daniel Quintana), Adam Dźwigała (88 Dawid Plizga), Maciej Gajos (90+5 Seweryn Michalski) – Bekim Balaj. Trener: Piotr Stokowiec.
Żółte kartki: Wiśniewski, Frankowski, Dawidowicz, Janicki (Lechia); Popchadze, Perovou, Ukah, Pazdan, Tosik (Jagiellonia).
Sędziował: Jarosław Rynkiewicz (Zielona Góra).
Pierwszy mecz: 1:2. Awans Jagiellonia.
Ps. Życie pisze różne scenariusz. We wrześniu 2023 Michał Probierz został trenerem reprezentacji Polski, jako kolejny trener mający za sobą pracę w Lechii Gdańsk.