Jacek Grembocki urodził się 10 marca 1965 roku w Gdańsku. W Lechii zaczynał u trenera Michała Globisza, m.in. w towarzystwie Dariusza Wójtowicza, z którym przyjaźnią się do dzisiaj.
Potem już w latach 80. ubiegłego stulecia Globisz poszedł trenować seniorów, a młodzież przejął Jerzy Jastrzębowski, który zdobył trzecie miejsce na Spartakiadzie Młodzieży, w składzie byli m.in. Grembocki, Wójtowicz, Błaszczyk i bracia Wydrowscy.
W Lechii wszystko się sypało dlatego dla ratowania drugiej ligi do boju została rzucona młodzież – Jacek debiutował tuż po swych 16 urodzinach w przegranym u siebie meczu z Gryfem Słupsk 0:1. Potem było jeszcze gorzej, w kolejnym meczu przy Traugutta, Grembocki w 46. minucie zmienił Zbigniewa Liedtke, a Lechia przegrała 0:4 z BKS Bielsko. W ostatnim meczu sezonu, gdy spadek był już przesądzony Lechia zremisowała 1:1 na wyjeździe z Uranią Ruda Śląska, a nasz bohater zdobył premierową bramkę dla biało-zielonych.
A potem była trzecia liga i wielka pucharowa przygoda. Dwa lata temu Jacek Grembocki powiedział dla stacji Orange Sport m.in. następujące słowa: „Na początku naszej pucharowej przygody nie miałem nawet jeszcze dowodu osobistego. W tym wieku raczej się ma głupoty w głowie, a nie gra przeciw Smolarkowi, Wradze, Sybisowi czy Urbanowi w głowie. Na pewno byłem najmniejszy w zespole, najsłabszy fizycznie, ale miałem głowę nieskażoną porażkami. Na każdy mecz wychodziłem, wierząc że wrócę do domu jako zwycięzca, wierzyłem że przez piłkę się wybiję. Nie było innej możliwości. Żona w ciąży, zaraz dziecko, musiałem osiągnąć sukces, byłem dodatkowo zmotywowany.
Pamiętam, że przed meczem z Widzewem przyjechały dla mnie adidasy world cupy, które trenerzy Jastrzębowski i Gładysz załatwiali od Jana Jałochy, wielokrotnego reprezentanta Polski.
Te buty były o numer za duże, ja ubierałem dwie pary skarpet, pierwszy raz w życiu miałem na sobie buty adidasa, buty w ogóle nie rozbite, ale to było nieważne. Ważne że miałem na sobie upragnione adidasy.
W półfinale graliśmy z Ruchem, presja się pojawiła, ale nie u mnie. W serii rzutów karnych podszedłem do karnego jako pierwszy, jako 18-latek, na trybunach 30 tysięcy widzów. Trafiłem.
Dopiero po finale z Piastem do mnie dotarło co zrobiliśmy, gdy po meczu w Piotrkowie, Leszek Kulwicki (z którym dopiero jakieś parę lat temu przeszedłem na ty, wcześniej mówiłem mu na Pan, tak zostałem wychowany) dał mi puchar ze słowami – masz, trzymaj. Ja myślałem, że on mi go daje, bo dobrze grałem, że jestem kimś. a on mi dał bo puchar był bardzo ciężki i jemu się nie chciało nieść, a kawał drogi był do szatni, jakieś 400 metrów.”
Jacek słynął też z niewyparzonego języka. Na Węgrzech podczas zgrupowania po wylosowaniu Juventusu Grembocki zapytał: za ile gramy? Dyrektor Golemski potem żałował, że mógł powiedzieć że za 100 milionów. Co ryzykował?
Inna wersja tej historii mówi, że te słowa padły podczas audiencji u Papieża w Castel Gandolfo. Ktoś z Watykanu zapytał – ile wy zarabiacie w tej Polsce? Wtedy wstał 18-letni Jacek Grembocki i zapytał działaczy – no właśnie, panowie prezesi – za ile jutro gramy?
I wreszcie pamiętny dwumecz z Juventusem. Piłkarz podkreśla, że do dziś w jego domu honorowe miejsce mają pamiątki z tego meczu. Najcenniejsza jest koszulka Zbyszka Bońka, którą dał mu po rewanżu.
W drugiej połowie sezonu 1984/85, duet trenerski Globisz-Gładysz przestawił Grembockiego na prawą obronę i to był strzał w dziesiątkę. Na tej pozycji Jacek zagrał siedem razy w kadrze Polski, ale wtedy był już graczem Górnika Zabrze. Przed sezonem 1986/87 odszedł do ówczesnego mistrza Polski. Suma odstępnego – 10 milionów złotych wywołała uśmiech politowania znawców. Jednak jak zaznaczył w przedsezonowym wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego” nowo mianowany trener biało-zielonych, przybyły ze Stali Stalowa Wola, Marian Geszke, poza pieniędzmi klub z Traugutta uzyskał sprzęt sportowy, możliwość odbycia zgrupowań w korzystnej lokalizacji oraz „możliwość nawiązania kontaktów z klubami sympatyzującymi z Górnikiem”. Cokolwiek ten ostatni zwrot miał znaczyć. Trzeba Wam wiedzieć, że wówczas kibice z Zabrza sympatyzowali m.in. z Arką Gdynia.
Miejsce „Grembosia” na prawej obronie miał zająć biegający do tej pory w ataku, Marek Ługowski. Dotychczasowy prawy defensor i jego następca mieli okazję zmierzyć siły już w drugiej kolejce sezonu ligowego. Prawie wypełniony stadion we Wrzeszczu był świadkiem bezbramkowego remisu, z (o dziwo) wskazaniem na gospodarzy.
Grembocki w Górniku grał nieprzerwanie w latach 1986–1995, dwa razy został mistrzem Polski. W barwach śląskiego klubu zagrał w 1998 roku w Madrycie przeciwko Realowi, oto co mówił dla serwisu ekstraklasa.net na ten temat:
– W Madrycie zagrałem chyba najlepszy mecz w karierze. Jako prawy obrońca przeprowadziłem 70-metrowy rajd, po którym Krzysiu Baran nie trafił do bramki z pięciu metrów. Do wyeliminowania Realu zabrakło kilkunastu minut.
Na Śląsku padł wynik 0:1, natomiast w stolicy Hiszpanii Górnicy, po świetnym spotkaniu, przegrali 2:3. Do 80. minuty tamtego spotkania „Żabole” byli „jedną nogą” w 1/4 finału tamtych rozgrywek. Bernd Schuster, Hugo Sánchez i Emilio Butragueño to piłkarze, którzy wówczas stanowili o sile Realu Madryt.
Na zakończenie kariery Jacek wrócił na chwilę do ekstraklasowej Lechii/Olimpii i potem do drugoligowej Lechii. Następnie został trenerem, z Polonią Warszawa zdobył w lidze czwarte miejsce i awans do europejskich pucharów. A w Zniczu Pruszków prowadził startującego do wielkiej kariery, Roberta Lewandowskiego.
Obecnie były obrońca poświęca czas głównie szkoleniu młodych adeptów piłki nożnej w swojej szkółce sportowej. Piłkarska Akademia Grembockiego znajduje się w Osowej, funkcjonując pod nazwą miejscowej Olimpii.
Jacek Grembocki
Data ur: 10.03.1965
Pozycja: pomocnik
Debiut w Lechii: 13.03.1982
Debiut w Lechii w ekstraklasie: 11 sierpnia 1984, Lechia – Górnik Wałbrzych 1:1
Lata gry w Lechii: 1982-1986, 1995, 1996-1997
Liczba występów i bramek: 151-23