Józef Gładysz urodził się 22 sierpnia 1952 roku w Gdańsku. Od kiedy jako 12-latek przyszedł na trening trampkarzy nieustannie związany jest z Lechią, z krótką przerwą gdy jako trener prowadził Warmię Olsztyn pod koniec XX stulecia.
Jeszcze w juniorach trenerem Gładysza był legendarny Roman Rogocz.
– Nauczył nas grać tymi „kufusami”. Zewnętrzną częścią stopy trafiał w spojenie, wszyscy się nauczyliśmy tak grać. Ja, Jastrząb, Maki, Tadziu Jahn, Dzidek, a to przecież są bardzo trudne uderzenia, najtrudniejsze.
W seniorach Lechii debiutował jeszcze jako nastolatek w trzeciej lidze. Potem od roku 1972 wielokrotnie wraz z drużyną chciał wygrać rozgrywki drugoligowe i awansować do upragnionej ekstraklasy. Dlaczego się nie udało?
– Tutaj dotykamy pewnego problemu, który napotkał trener Kulesza, wspaniały przecież trener, który miał do czynienia z armią zaciężną przez co nie odniósł sukcesu, czyli nie wszedł do ligi. On żeby wejść do ligi uznał, że trzeba sprowadzić paru bardzo mocnych graczy z zewnątrz, okazało się że to były wielkie niewypały.
Józef Gładysz przez swój elegancki styl gry był przez kibiców nazywany „Panienka”, co wraz z pojawieniem się sławnego czeskiego piłkarza uległo przekształceniu w „Panenka”. Ale nogi nigdy nie odstawiał.
– Miałem z Dzidkiem Puszkarzem opracowane stale fragmenty gry, Dzidek z rogu zakręcał, ja wchodziłem na bliższy słupek i z odchylenia pakowałem głową bramki. Kilka strzeliłem.
W meczu z Zawiszą, odchylam się, miałem 24 lata i słyszę taki głos: załatw go! To był bramkarz Zawiszy śp. Andrzej Brończyk. Krzyczał do Harmaty obrońcy z Bydgoszczy, który mnie z byka walnął, słyszałem jakby się suchy chrust łamał. Padłem, ale nie straciłem przytomności. Chwila oszołomienia, trener Łazarek na mnie popatrzył i mówi: o jezu, pół twarzy nie ma. Zawołał karetkę, poszła mi kość szczękowa, jarzmowa, policzkowa, wszystko z przemieszczeniem, operacja polegała na tym, że mi taki drut wkładali w głowę. Rekonstrukcja i repozycja. Dziś jak ktoś mi się przyjrzy to zobaczy. Od tej pory sześć tygodni leżałem i piłem przez rurkę.
Charakterystyczne jak wielu piłkarzy z tamtego okresu pracowało później jako trenerzy różnych biało-zielonych drużyn – oprócz Gładysza, również Jerzy Jastrzębowski, Krzysztof Słabik, śp. Zbigniew Żemojtel, Jerzy Górski, Marian Maksymiuk i Zdzisław Puszkarz. Przestaje to dziwić gdy weźmiemy pod uwagę, iż szkoleniowcami Lechii, byli późniejsi selekcjonerzy polskiej kadry, Ryszard Kulesza i Wojciech Łazarek, który zapewne zarażali podopiecznych trenerską pasją.
Dlatego logiczne, że w roku 1982 duet Jastrzębowski-Gładysz przejął drużynę seniorów Lechii.
Oddajmy głos temu pierwszemu: Z Józkiem pracowaliśmy absolutnie na równych warunkach, uzupełnialiśmy się, z tym że Józio ma inny charakter, ja jestem cholerykiem a on spokojniejszy. Uzupełnialiśmy się jak Wenta i Waszkiewicz.
Józef Gładysz podziela ten pogląd:
– Jurek był bardzo zdolnym trenerem, myślę że my się dobrze uzupełnialiśmy. Jurek do prasy, do radia coś powiedział, ja byłem ten od czarnej roboty, siekiera taka, bardzo wymagający. Jurek był bardzo dobry motywator. Ja byłem ten od konsekwentnego trzymania się planu.
Skład ustalaliśmy wspólnie z Jurkiem, nieraz były potworne burze mózgów, ale nie mieliśmy faworytów, wszystko było fair, może poza Ryśkiem Polakiem, do którego mieliśmy słabość, olbrzymi talent, największy z nich wszystkich. Była to grupa rzemieślników, charakternych, którzy świetnie się dobrali, spotkali we właściwym czasie i miejscu. Ci piłkarze jako ludzie dobrze się rozumieli. To było robione w oparciu o lokalnych chłopaków, którzy znali się całe życie i się lubili. Stąd wziął się Puchar Polski, największy sukces w historii klubu. No i może myśmy z Jurkiem troszkę dołożyli – śmieje się jak zwykle skromny trener.
A potem trener Gładysz poświęcił się szkoleniu młodzieży.
Nikt nie ma wychował tylu piłkarzy, którzy zagrali na poziomie ekstraklasy. Dawidowski, Król, Zieńczuk, Bieniuk, Banaczek z rocznika 1978 i Duda oraz Kostrzewa z rocznika 1991. Obie drużyny wychowanków spotykają się co roku na piłkarskiej wigilii. Jest opłatek, ale przedtem mecz – najbliższy już niebawem.
Sławek Wojciechowski, przedstawiciel zupełnie innego pokolenia niż trener Gładysz chyba uchwycił sedno: W historii Lechii były chyba trzy roczniki juniorskie, które biły seniorów. Ekipa z Jackiem Grembockim, my, a potem drużyna trenera Gładysza.
Józef Gładysz to po prostu dobry człowiek, zresztą nikt o nim nie mówi inaczej niż „Józiu”. Jako o przyjacielu mówią o nim Michał Globisz i Dzidek Puszkarz.
Z tym pierwszym prowadził juniorskie reprezentacje Polski, a z tym drugim dziś znów wspólnie szkolą biało-zielony narybek. Sami na własne uszy słyszeliśmy jak dwóch pięciolatków spierało się, że jeden woli trenera Józia, a drugi, że wcale nieprawda, bo fajniejszy jest trener Gładysz.
Józef Gładysz
Data ur: 22.08.1952
Pozycja: obrońca
Debiut w Lechii: 20.09.1970
Lata gry w Lechii: 1970-1982
Liczba występów i bramek: 231-9