Druga część artykułu o związkach lechijno-amerykańskich. W pierwszej części przedstawiliśmy trenera Mariana Geszke. Teraz pora na zawodników. Wiemy, że nie rozwinęliśmy tematu do końca. Czekamy w komentarzach na Wasze sygnały o innych piłkarzach Lechii, którzy realizowali swój amerykański sen.
Dariusz Głos, Maciej Kozak, Maciej Kalkowski – traktujemy ich jako trójkę, gdyż wyjechali w jednym czasie do Cracovii Chicago. Było to na przełomie lat 1995 i 1996, kiedy w Gdańsku mieliśmy zaciąg poznański czyli drużynę Lechii-Olimpii. Ściągnął ich do Stanów trener Marian Geszke, który znał ich dobrze z Lechii (prowadził tych zawodników w latach 1993-1994)
Dariusz Głos: – Trener Geszke wcześniej tam wyjechał i już na początku mówił nam, żebyśmy do niego dołączyli. Jednak nie traktowaliśmy tego poważnie. Ale po tej fuzji i całym zamieszaniu uznaliśmy z Maćkiem Kalkowskim, że może warto spróbować. Trener namówił nas, abyśmy przyjechali na pół roku i potem zobaczyli, co dalej będzie z Lechią. Załatwiliśmy wizy i pojechaliśmy. Muszę przyznać, że fajna przygoda nas spotkała. Po pół roku musieliśmy wrócić do Polski, aby zaraz potem ponownie wyjechać za ocean, ale ja już zostałem w Gdańsku. Graliśmy w polonijnym klubie, w rozgrywkach tamtego regionu. Była to całkiem poważna liga. Graliśmy na sztucznych nawierzchniach w halach. Boiska były otoczone bandą, tak jak w meczu hokejowym. Podobało mi się. Dostawaliśmy też pieniądze od naszego prezesa, no i oprócz tego mieliśmy załatwioną pracę. Do pracy nadawaliśmy się “strasznie”, była z nas niezła ekipa budowlana.
Maciej Kalkowski: – Byłem na obozie Lechii z trenerem Kostką i wtedy zostałem pominięty przy układaniu kadry. Trzeba na to tak spojrzeć, że widocznie byłem słabszy od innych. Ja nigdy nie doszukiwałem się jakichś usprawiedliwień. W zimę tamtego roku, po dobrej rundzie, kiedy tutaj trenowałem znowu zostałem włączony do zespołu. Jednak wcześniej już załatwiłem sobie wyjazd do Stanów. Kiedy trener Kostka stwierdził, że przydam mu się na wiosnę ja właśnie otrzymałem wizę i bilet do USA. Po szczerej rozmowie podziękowaliśmy sobie, podaliśmy sobie ręce i pojechałem. – Grałem przez pół roku w drużynie polonijnej. Jeszcze z tamtego okresu mam dużo przyjaciół.
„Kalka” do Stanów Zjednoczonych wybrał się drugi raz, już w XXI wieku, z zamiarem gry w lidze halowej. Miał tam być trzy lata, ale wrócił po kilku miesiącach i przeszedł z Lechią drogę od III ligi do ekstraklasy – Podpisałem kontrakt na trzy lata. Chciałem ściągnąć tam rodzinę i myślę, że w ciągu tych trzech lat wszystko by się wyjaśniło. Między innymi to czy moja rodzina chciałaby tam zostać, bo mi się tam bardzo podobało i miałem takie plany, ale tak się skończyło, jak się skończyło. Myślę, że skończyło się z korzyścią dla mnie.
– Na pewno decydujące były kwestie finansowe. Wiadomo, że nie byłem najmłodszym zawodnikiem i to była jakaś szansa życiowa dla mnie i dla mojej rodziny. Szkoda, że to wszystko się tak potoczyło, ale może i dobrze, bo dzięki temu przeżyłem kilka awansów i zagrałem w Lechii w ekstraklasie. Jestem szczęśliwy z powodu tego, jak się to potoczyło.
Adam Fedoruk – trafił do Lechii/Polonii w sezonie 1998/99. W trakcie swoje pobytu w Gdańsku podpisał także kontrakt z drużyną amerykańską Pittsburgh Riverhounds. Z racji tego, że sezon tam trwał 4,5 miesiąca (kwiecień-wrzesień) łączył to z grą w Lechii. Intensywność tych rozgrywek polegała ma rozegraniu w tym czasie ok. 30 meczów, czym zawodnik okupił poważnymi urazami. Za każdym razem wracał do Gdańska z kontuzją i musiał przez kilkanaście tygodni dochodzić do pewnej sprawności. Z tego też powodu zrezygnował z trzeciego wyjazdu do USA, ale nie pomogło to Biało-Zielonym, którzy w sezonie 2000/01 spadli do III ligi.
Z Ameryki do Lechii Gdańsk
Z osobą Fedoruka wiążą się transfery amerykańskich piłkarzy do Lechii. Plusem były niskie koszty pozyskania, ale mogli grać w Polsce jedynie od października do maja. Jesienią mogli rozegrać co najwyżej pięć, może sześć spotkań. Wiosną tyle samo, bowiem już 1 kwietnia ruszają rozgrywki w USA. Czy warto inwestować w tych graczy pieniądze?
Jonel Castma i Michael Butler – 23-latkowie czarnoskórzy trafili do Lechii za sprawą Adama Fedoruka.
Castma: – Adam jest naszym przyjacielem, wiec długo się zastanawialiśmy się nad jego propozycją. Graliśmy w jednym zespole Pittsbourgh Riverhounds. Buttler:- Adamowi ufamy i wierzymy, że pomoże nam w zaaklimatyzowaniu.
Do Gdańsk przyjechali na początku października 1999 roku. Buttler środkowy napastnik, a Castma pomocnik. Dla obu marzeniem była gra w Manchesterze United. Barierę językową miał złamać asystent trenera Lech Kulwicki, który miał za sobą kilka lat w Australii. Przygoda trwała krótko. Obaj Amerykanie po 2 tygodniach uciekli z Gdańska. Podobno byli niezadowoleni z pobytu w Polsce. Buttler miał się stawić na zbiórce przed meczem ligowym. Przyszedł, ale bez sprzętu i oświadczył, że nie zostaje w Gdańsku. Swoją drogą raczej nie pomogło im w aklimatyzacji zakwaterowanie obok pensjonariuszy domu “pogodnej starości” i skromnie kieszonkowe. Zawiedziony był Adam Fedoruk: – Mieli tu uczyć się futbolu i zgodzili się na skromne pieniądze. Czuję się niezręcznie, gdyż obaj mieli pomóc klubowi. Zdaniem Fedoruka mieli charakter laleczek. Do dziś nie wiadomo czy chodzi o „Laleczkę Chucky”.
Justin Evans – To kolejny Amerykanin w Lechii polecony przez Adama Fedoruka. Pierwszy etap aklimatyzacji w Polsce miał rok wcześniej, gdyż został ściągnięty do Petro Płock. Do Gdańska trafił jesienią 2000 roku. Solidny wyrobnik w II linii, zagrał w 8 meczach i pojechał na przerwę do domu. Po nowym roku miał wrócić do Lechii, ale został za wielką wodą. Wybrany został w drafcie do MLS. Rozegrał kilka spotkań w tym klubie u boku Piotra Nowaka. Następnie został wypożyczony do Dallas Burn i grał przeciwko Fire w meczach play-off.
Gary de Palma – trafił do Gdańska razem z Evansem. De Palma miał 24 lata. Również występował w środkowej formacji, ale z prawej strony. – Po raz pierwszy jestem w Europie i po raz pierwszy spotkałem się z europejskim futbolem. Trudno cokolwiek powiedzieć o piłce w Polsce, ale z nadzieją patrzę w przyszłość – mówił de Palma. Tak długo patrzył, że nie rozegrał żadnego meczu.
Konrad Warzycha – przyjechał na testy w styczniu 2013 roku. Syn Roberta Warzychy byłego reprezentant Polski i trenera/menadżera Górnika Zabrze. 24-latek był środkowym obrońcą grał dotychczas tylko w USA i postanowił spróbować swoich sił w Polsce. Przedtem był w m.in. w klubie amerykańskiej ligi MLS Sporting Kansas City. Zagrał w dwóch sparingach i po kilku dniach wspólnych treningów trener Bogusław Kaczmarek z niego zrezygnował: – On przez trzy ostatnie miesiące nie zagrał ani jednego meczu i ma zbyt duże zaległości treningowe, a my potrzebujemy piłkarzy na już – mówił trener Kaczmarek. – Dlatego na razie zrezygnowaliśmy z jego usług. Jeśli w najbliższym czasie zacznie regularnie grać i w czerwcu będzie chciał ponowić testy, to być może znów go zaprosimy, bo to sympatyczny i ambitny chłopak – tłumaczy szkoleniowiec biało-zielonych.