Książki sportowe na polskim rynku są coraz bardziej popularne. Niestety tych związanych z Lechią jest bardzo mało. Jesienią ukazała się autobiografia Sebastiana Mili, który do wielkiej piłki startował w Gdańsku i tu też zakończył swoją grę. Tak się złożyło, że cała jego dorosła kariera to XXI w., która toczyła się równolegle do odbudowy Lechii wraz z przenosinami na nowy stadion. To ciekawa odskocznia od książek byłych piłkarzy opisujących swój upadek.
Sebastian grę w Lechii zakończył w maju 2018 r. Należało się zatem spodziewać, że tak popularny i medialny piłkarz podsumuje lata gry w piłkę w postaci książki. Pomógł mu w tym Leszek Milewski, redaktor portalu Weszło. Książka wydawnictwa SQN swoją premierę miała w październiku.
Publikacja zaczyna się od meczu Polska – Niemcy, gdzie autorzy opisują ze szczegółami spotkanie, po którym Mila został bohaterem narodowym. Jego bramka z Niemcami to dla obecnego pokolenia jest tym czym przez lata był gol Jana Domarskiego na Wembley. Potem cofamy się w czasie i wędrujemy do Koszalina, miast dzieciństwa i młodości “Rogera”. Bohater książki to zwyczajny polski chłopak z lat osiemdziesiątych – wstawał w nocy, żeby oglądać mecze NBA, mieszkał w czteropiętrowym bloku, który znał jak własną kieszeń – włączenie z piwnicami i dachem, miał komputer Commodore 64, uwielbiał grać w Football Managera i miał problem ze skończeniem grania „bo jeszcze ostatni meczyk”, spędzał godziny grając „na kurniku”, czy też czyścił głowicę swojego walkmana wacikiem maczanym w spirytusie. Co jednak sprawiło, że osiągnął tak wiele? Być może to, że posłuchaj rady swojego ojca, żeby się nie odchylać przy strzale?
Co znajdziemy dalej w książce? My rzecz jasna koncentrowaliśmy się w pierwszej kolejności na Lechii Gdańsk i wątkach z nią związanych. Pierwszym meczem Mili w roli kibica było spotkanie Biało-Zielonych z GKS Katowice i wspaniała bramka Macieja Zezuli
Sebastian został włączony do drużyny Lechii, w której występowali przez chwilę Brazylijczycy ze stajni Antoniego Ptaka. Taką opowiastkę znajdziemy w kontekście jednego z nich Mauro
(…) umiał grać w piłkę, trzymaliśmy się z nim, bo mieszkał blisko nas. Jak wielu obcokrajowców czarował bezosobową, niebanalną polszczyzną.
– Ja chcieć.
– Ty powiedzieć o która.
– Ja nie iść z wami. Ja spać.
No i przede wszystkim:
– Nie ma pieniędzy, ja dzwonić do Ptaka, ja musieć do doma.
Taki anegdotami wypełniona jest cała autobiografia. Trener Jastrzębowski zabrał Sebastiana na obóz seniorów do Cetniewa. Bohater przytacza jak młody 17-letni junior wchodził do zespołu. Oczywiście porównuje do to obecnych czasów. Wówczas „młody” nie miał łatwo i zdarzało się, że musiał biegać po piwo dla starszyzny. Co ciekawe autor skupia się głownie na swojej osobie i nie wiemy dla kogo biegał po te przysłowiowe piwo. I ile tego było. W książce są przedstawione osoby, które raczej miały pozytywny wpływ na karierę “Rogera”. W Lechii spotkał m.in. Adam Fedoruka, który opowiadał młodemu o grze w Lidze Mistrzów, ile dostali premii i Sebastian miał od razu porównanie z Lechią, gdzie wówczas nie było kolorowo „Tam pięćdziesiąt tysięcy na głowę za mecz, a tutaj dostaję sześćset złotych stypendium.”
Ale Sebastian wraca w końcu do Lechii, spełnia swoje marzenia. Transfer ze Śląska pilotował Daniel Weber, którego poznał w Lechii/Polonii. „Razem przychodziliśmy do klubu, przyjaźniliśmy się, przyjaźń przetrwała, a ostatecznie po latach pilotował mój transfer powrotny do Lechii”
Trenerem Biało-Zielonych jest wówczas Jerzy Brzęczek, którego Sebek podziwiał podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, a w magazynie rządzi wciąż ten sam Pan Marek. Boiska są już trawiaste, w szatni nie wybija szambo, a nad główną murawą świecą jupitery. Znakomita klamra dla piłkarza, który jak sam przyznaje nigdy nie zostanie legendą Lechii, ale jest częścią biało-zielonej rodziny. Brakuje tutaj może szerszego spojrzenia na aspekt, czemu drużynie złożonej z gwiazd nie udało się odnieść jakiegokolwiek sukcesu. Za to mamy charakterystyki Krasicia, Wolskiego czy Peszki.
Rozdziały poświęcony gdańskiej Lechii mogłyby być znacznie dłuższe, kibice z Gdańska mogą poczuć niedosyt. Ale nie oszukujmy się. Kariera seniorska Sebastiana to głównie Grodzisk Wielkopolski, Śląsk Wrocław i reprezentacja Polska. I tak jest właśnie podzielona publikacja. Zaczynamy od reprezentacji młodzieżowych, a kończymy na tej najważniejszej.
Całość kończy się krótkimi wywiadami z najbliższymi osobami, czyli z siostrą Katarzyną, przyjacielem Tomaszem Wieszczyckim i z rodzicami. Książkę czyta się przyjemnie i dla starszego pokolenia jest to znakomity powrót do przeszłości, kiedy to za każdą rozmowę przez komórkę płaciło się po kilka złotych, ale były też pięciosekundowe darmówki. Znamienne dla młodego wówczas Mili było, że podczas wyjazdów zagranicznych większe wrażenie robił sklep sportowy z korkami na półkach niż wieża Eiffla i Mona Lisa.
Dla młodych adeptów futbolu jest to też znakomity przykład, że nie zawsze ci, którzy się w juniorach są najlepsi odnoszą sukces w dorosłej piłce. Wiele warunków musi zostać spełnionych, by kariera się udała. Sebastian miał to szczęście, że odebrał dobre wychowanie, spotkał na swej drodze Michała Globisza, Bogusława Kaczmarka, Tomasza Wieszczyckiego czy Adama Nawałkę.
Marek Koźmiński powiedział kiedyś o nim, że mógł zostać wybitnym lewym obrońcą lub przeciętnym środkowym pomocnikiem. Oby jak najwięcej takich przeciętnych pomocników było nam dane oglądać w Ekstraklasie.
Książka „Sebastian Mila. Autobiografia” została nominowana w prestiżowym plebiscycie na Sportową Książkę Roku. Głosowanie trwa do 31 stycznia na http://www.plebiscyt.sportowaksiazkaroku.pl/