31 marca 1957 roku w ligowym meczu Lechii zadebiutował Bronisław Szlagowski. Najefektywniejszy strzelec Lechii w historii występów w ekstraklasie. Kilka miesięcy po debiucie wyjechał z Polski do RFN.
W sezonie 1956 lechiści zajęli najwyższe w historii klubu trzecie miejsce na ligowej mecie, ale media alarmowały, iż konieczne jest wzmocnienie składu co wówczas nazywano „wpuszczeniem świeżej krwi”.
Dlatego zaangażowanie na początku 1957 roku, 19-letniego wówczas wychowanka AZS Gdańsk, Bronisława Szlagowskiego było logicznym posunięciem. Już sam fakt angażu do zespołu brązowego medalisty poprzedniego sezonu wskazywał na spory potencjał gracza. Trener Tadeusz Foryś od początku stawiał na młodego zawodnika, a ten odpłacał się mu jak tylko najlepiej umiał, tj. zdobywanymi bramkami.
Młodzieniec zagrał w towarzyskim wyjazdowym meczu z Polonią Bydgoszcz (2:0), po czym przyszła pora na debiut ligowy. Rywalem był nie byle kto, bo Górnik Radlin, wicemistrz kraju z 1951 roku. Więcej o tym niezwykłym klubie poczytać możecie w niedawno wydanym Magazynie Kopalnia, w którym opisał go wielki znawca śląskiej piłki, Paweł Czado.
Oto fragment tekstu:
“Atmosfera dla futbolu w Radlinie była świetna, ludzie tłumnie przychodzili na mecze. Nieduży stadion przy ul. Lenina (dziś ul. Mariacka) został uznany za „boisko centralnej sekcji Zrzeszenia Sportowego „Górnik”, najlepsi piłkarze z górniczych klubów byli kierowani do Radlina. Jeśli wyróżniający się zawodnik kończył służbę w wojsku lub pochodził z małego klubu, dostawał przydział do Radlina oraz – co oczywiste – etat górniczy. Bramkarz Alfred Budny był elektromonterem w kopalni „Marcel”, pomocnik Antoni Zdrzałek – kierownikiem w koksowni, a obrońca Eryk Grzegoszczyk – maszynistą podziemnej lokomotywy. Wspomniany Józef Franke, który przyszedł z Niedobczyc, był sztygarem w kopalni Rymer. O zatrudnienie zapytałem lewoskrzydłowego Ignacego Dybałę. – Pracowałech w „Marcelu” oczywiście. Ale na dole nie robiłech, tylko w sortowni – uśmiecha się sędziwy piłkarz, który w 1950 roku zagrał w meczu z Rumunią we Wrocławiu w reprezentacji Polski. – Ignac był niesamowitym piłkarzem – uważa Stanisław Oślizło, legenda Górnika Zabrze, który na Roosevelta przeniósł się właśnie z Radlina, gdzie występował w drugiej połowie lat 50. – Zawsze Ignaca lubiłem i ceniłem. W tamtych czasach był wielką gwiazdą, a nie było tego po nim widać. Zawsze był niezwykle przystępny. Niedawno nawet do niego dzwoniłem, bo okazało się, że w Juventusie gra jakiś Argentyńczyk polskiego pochodzenia o nazwisku Dybala. Myślałem, że to może jakiś krewny Ignaca, okazało się, że jednak nie… “
Wtedy w 1957 roku zmierzch radlińskiej drużyny był już widoczny, rozpoczynający się sezon (grano systemem wiosna-jesień) zakończyła na ostatnim miejscu, by potem jedynie na rok powrócić do najwyższej klasy rozgrywek.
Ale 31 marca nikt o tym nie myślał. Na boisku lechiści zaczęli od mocnego uderzenia, już w 15 (!!!) sekundzie na prowadzenie wyprowadził ich debiutant Bronisław Szlagowski! Akcję rozpoczął legendarny Roman Rogocz, miękko przerzucił do innego debiutującego juniora Zygmunta Gadeckiego, ten oddał piłkę Szlagowskiemu, który dopełnił formalności.
Gospodarze wyrównali w 26 minucie, ale do końca meczu utrzymał się zasłużony remis.
Niecały miesiąc później na Traugutta do liderującej tabeli Lechii przybyła Stal Sosnowiec (czyli późniejsze Zagłębie). Do przerwy goście jeszcze wytrzymywali napór biało-zielonych, ale potem worek z bramkami się rozwiązał.
Po raz pierwszy trafił właśnie Bolesław Szlagowski w 49 minucie. Potem trafiał jeszcze dwa razy w pięciominutowych odstępach – w 54. i w 59. minucie.
Po nim hat-tricki dla Lechii w ekstraklasie notowali znacznie bardziej znani: Bogdan Adamczyk, Patryk Tuszyński, Piotr Wiśniewski czy niedawno Flavio Paixao. Ale to Szlagowski był pierwszy! Mecz Lechii ze Stalą zakończył się pogromem 5:0!
Później Szlagowski trafił jeszcze dwa razy – z Lechem Poznań (1:0) i z Odrą Opole (2:0).
Ostatni raz zagrał w Lechii 26 sierpnia 1957 roku po czym zniknął! Ogółem w 11 meczach w ekstraklasie zdobył 6 goli, co daje 0,55 bramki na mecz i czyni go bardziej najbardziej efektywnym graczem Lechii na najwyższym szczeblu rozgrywek.
Statystyczny zapis spotkania w Radlinie:
1957.03.31, Radlin, Widzów 8000, Sędzia: Biernacik (Kraków)
Górnik Radlin – Lechia Gdańsk 1:1 (1:1)
Br: Bożek 26` – Szlagowski 1`
Górnik: Budny – Warzecha, Oślizło, Budziński, Sachs, Niedźwiedzki, Stawowy, Bożek, Deutschmanek, Piekorz, Dybała.
Lechia: H.Gronowski – Kusz, R.Korynt, Lenc, Czubała, Kaleta, Z.Gadecki, R.Gronowski, Rogocz, Szlagowski, Kobylański;
Szlagowski tajemniczo odnalazł się za zachodnią granicą, w barwach Rot-Weiss (czyli czerwono-białych) Oberhausen już jako Horst Schlagowski.
Grał jeszcze m.in. w Vormatii 08 Worms, gdzie jest jego wizytówka
Ale skąd wzięli 25 występów dla Polski? Zapewne chodzi o reprezentacje młodzieżowe. I skąd narodowość niemiecka?
Na stronie Rot-Weiss Oberhausen napisali o nim: „Mit dem 20jährigen Horst Schlagowski kam ein erstklassiger Stürmer”. Niezbyt szprechamy w języku Goethego, ale to sformułowanie zrozumie każdy:
Zwłaszcza to na końcu co oznacza – pierwszorzędny napastnik.
Pozostałe wyniki 1. kolejki I Ligi sezonu 1957
Polonia Bytom – Ruch Chorzów 3:1
Górnik Radlin – Lechia Gdańsk
Stal Sosnowiec – Budowlani Opole 3:2
Legia Warszawa – Górnik Zabrze 1:2
Lech Poznań – ŁKS 1:2
Wisła Kraków – Gwardia Warszawa 0:2
Ale to nie koniec historii Bronisława/Horsta. Po wyjeździe do RFN Szlagowski prowadził ożywioną korespondencję z dawnymi kolegami z Lechii, m.in. z Romanem Koryntem. I niestety odegrał nie do końca chwalebną rolę w ujawnieniu korespondencji, w której najlepszy polski obrońca zwierzył się, że za występy w kadrze dostaje wynagrodzenie (za wygrany mecz 300 zł!). Dziwnym trafem list wyciekł do jednej z bulwarówek i wkrótce ukazał się artykuł obnażający fikcyjne amatorstwo polskich piłkarzy. W komunistycznej Polsce wszyscy sportowcy byli amatorami. Oczywiście tylko oficjalnie, bowiem otrzymywali wynagrodzenie zatrudniani na fikcyjnych często etatach w zakładach pracy, otrzymujący premie za wygrane mecze, zawody czy tytuły, kwitujący pieniądze na tzw. dożywianie.
Dlatego reprezentacyjny licznik Korynta zatrzymał się na liczbie 35, w kadrze więcej Pan Roman nie zagrał.
Marian Geszke, gdy był trenerem I-ligowego Bałtyku Gdynia w latach 80. ubiegłego stulecia po jednym z meczów gościł Korynta i Szlagowskiego w Hotelu obok stadionu przy Olimpijskiej. Panowie wyglądali po latach na pogodzonych ze sobą…