31 sierpnia przypada kolejna rocznica tzw. Porozumień Sierpniowych, w których komunistyczna strona rządowa porozumiała się z opozycją, reprezentowaną wtedy przez NSZZ „Solidarność”. – By piłkarze dostali pieniądze, potrzebna była zgoda samego…Lecha Wałęsy! – mówi ówczesny dyrektor klubu Zbigniew Golemski.
Mówiło się, że za komuny tylko w trzech miejscach można było wyrażać wolnościowe poglądy, czyli krzyczeć: „Precz z komuną!”.
Te miejsca to w kolejności niekoniecznie alfabetycznej:
a) Kościół św. Brygidy;
b) Stocznia im. Lenina;
c) Stadion Lechii przy Traugutta.
Jak wiadomo Solidarność narodziła się w Gdańsku, a Gdańsk nieodłącznie od zawsze wiązał się z Lechią, ale paradoksalnie czas narodzin Panny „S” nie był dla biało-zielonych korzystny. Sportowo znajdowali się w stanie głębokiej, drugoligowej stagnacji. Dodatkowo pojawienie się „Solidarności” podważyło fundamenty organizacyjne finansowania sportu w komunistycznej Polsce.
Oddajmy głos ówczesnemu Dyrektorowi BKS Lechia, Zbigniewowi Golemskiemu:
„- To było dosyć fajnie wtedy ustawione, ja uważam że to nie było takie złe wcale. To nie piłkarze, ani sportowcy wymyślali sobie wynagrodzenia, ja wiem że to była nędza, że im się należało więcej, ale była ustawa która konkretnie określała kto ile dostaje.
W pierwszej lidze stypendia wynoszą tyle i tyle, z Urzędu Wojewódzkiego to dostawaliśmy, pierwsza klasa tyle, druga tyle i na tym się kończyły pieniądze państwowe. Najwyższe stypendia mieli piłkarze i żużlowcy, to była pierwsza kategoria. Potem w kolejności szli zawodnicy pierwszej ligi sportów zespołowych w hali – siatkówka, koszykówka, p. ręczna, hokej. Rugby było trochę niżej, bo było uważane za sport amatorski. A z drugiej ręki szły pieniądze ze zjednoczeń, to było na nasze płace itd. Nie ma też co ukrywać, że kluby śląskie płaciły lepiej niż my, bo kopalnie większą składkę dawały. Ciężko powiedzieć, że tutejsze firmy budowlane dawały chętnie czy niechętnie, bo nie miały nic do powiedzenia, nie było żadnego pola do negocjacji. Było zwoływane kolegium w zjednoczeniu i było odczytywane przez szefa rady kto ile daje, a na Lechię to już w ogóle nie było dyskusji. Wszyscy wiedzieli, że tak ma być i koniec. Ten budżet było dość łatwo zaplanować, jeśli chodzi o pieniądze, do momentu kiedy nasz wielki Leszek Wałęsa nie przewrócił tego wszystkiego, nie miałem w ogóle żadnych kłopotów.
– Ja zresztą mam gdzieś to pismo, w którym Wałęsa…inaczej…myśmy pobiegli do niego, bo wtedy w październiku 1980 roku wszystkich sportowców wywalili z etatów. I czarna rozpacz w nas wstąpiła, skąd pieniądze? Myśmy w ogóle nie byli przyzwyczajeni do takich sytuacji. On wtedy miał swoje biuro, w takim Klubie Ster, koło Cristalu, koło ówczesnego Pedetu, dotarliśmy do niego przez takiego Zalewskiego, który się sportem zajmował przy nim. I my mówimy, że cały sport się przewróci. Na co on napisał takie krótkie pisemko do wszystkich załóg, że do czasu kiedy to wszystko zostanie formalnie uregulowane na szczeblu centralnym, wszystkie firmy mają zachować dla sportowców dotychczasowe zasady, szybko z tym pismem na powielacz i do wszystkich zakładów rozwiozło. I się udało sportowcy zostali przywróceni na etaty.”
fot. braciawasowicz.blogspot.com