Darek Gładyś, rocznik 1969, pochodzi ze Śląska. Na początku lat 90. XX wieku trafił do Gdańska i przez kolejne dekady w różnych rolach był związany z Lechią.
Darek Gładyś pochodzi z południa Polski, spod polsko-czeskiej granicy. Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Odrze Wodzisław: – Skończyłem szkołę górniczej, jestem mechanikiem maszyn z wykształcenia. Gdyby nie piłka, to na pewno byłbym w kopalni. Jednak mój ojciec był piłkarzem, bocznym obrońcą, grał w Odrze Wodzisław, Jastrzębiu, Gwardii Warszawa. On mnie wziął na pierwszy trening, kiedy jeszcze byłem w wózku. Nawet mam zdjęcie jak siedzę w wózku, a tata trenuje z GKS-em Jastrzębie. Sam nawet tego nie pamiętam, ale byłem. Później przeszedł do Wodzisławia i tam też mieszkaliśmy. Woził mnie od małego na treningi. To on zaraził mnie piłką – przed laty wspominał w rozmowie z serwisem Lechia.gda.pl
Piłkarzem Lechii został w sezonie 1992/93. Po odbyciu służby wojskowej w Błękitnych Kielce, działacze Biało-Zielonych wykupili go z Odry. – Kiedyś tu byłem jako adept piłki nożnej z Odrą Wodzisław graliśmy na Bałtyku Gdynia. Mieszkaliśmy w szwedzkich budynkach na dole w Sopocie, ich już nie ma, chodziliśmy na spacery nad morze i wtedy sobie postanowiłem, że chciałbym tu kiedyś zamieszkać. I to się ziściło.
W Gdańsku wówczas powstała spółka akcyjna FC Lechia, która przejęła pierwszą drużynę: – Myśleliśmy, że złapiemy pana boga za nogi. Niestety po paru miesiącach okazało się, że to zamki na piasku. Na początku było bardzo dobrze, nawet za dobrze jak na tamte czasy. Dlatego nie wytrzymali tego wszystkiego. Ktoś się chyba przeliczył.
Jednym z jego pierwszy pamiętnych meczów było spotkanie Lechia – Stilon (4:4), kiedy to już do przerwy cztery wyjmował piłkę z siatki. – Przegrywać do przerwy 0:4, a na koniec remisować 4:4 i jeszcze mieć chwilę przed ostatnim gwizdkiem szansę na zdobycie zwycięskiej bramki. Pamiętam, że kibice, którzy uciekli ze stadionu już po I połowie, opowiadali mi po latach, że jak stali na przystanku pod Operą i z powrotem wrócili na stadion, bo słyszeli głośne reakcje dochodzące ze stadionu. Serdecznie ich w tym miejscu pozdrawiam. To spotkanie było totalnie kuriozalne.
Darek przez długie lata rywalizował o miejsc e w bramce ze śp. Maciejem Kozakiem. Przeważnie to on wygrywał rywalizację. Kiedy doszło do fuzji Lechii z Olimpią Poznań dostał szansę debiutu w Ekstraklasie. Jego premierowy występ miał miejsce w meczu z Widzewem Łódź, kiedy to zmienił w II połowie Piotra Wojdygę przy wyniku 0:6 (zakończyło się 1:7). – Kiedyś żartem powiedziałem, że ja zremisowałem ten mecz. To był dla mnie wielki szok, kiedy trener Kostka przy 0:6 krzyknął do mnie, że mam się rozgrzewać i zaraz wchodzić do bramki. Ale złe początki wyszły na dobre.
W sumie na najwyższym szczeblu zagrał w 12 spotkaniach. W Lechii po spadku dograł do końca rundy jesiennej i później po nieporozumieniach z działaczami odszedł z klubu. Po raz ostatni zagrał w meczu z Elaną Toruń (2:1) 16.11.1996. Wiosną wystąpił w barwach Arki, a później była Pomezania Malbork oraz Gedania Gdańsk. Na ławce, jako rezerwowy bramkarz, usiał jeszcze jesienią 2007 r., kiedy był trenerem bramkarzy, a Paweł Kapsa musiał pauzował po czerwonek kartce w derbach Trójmiasta.
Przed sezonem 2005/06 został trenerem bramkarz II-ligowej Lechii Gdańsk. Funkcję tę sprawował w kolejnych 8 sezonach świętując z Biało-Zielonymi awans do ekstraklasy. Oprócz funkcji trenera bramkarzy był także w wielu przypadkach łącznikiem między drużyną a gdańskimi kibicami. – Tak się przyjęło, że ja byłem takim człowiekiem, który był między kibicami a drużyną. Z kibicami dobrze żyję, nigdy nie miałem problemów, jeździłem nawet na mecze autokarem.
Swego czasu Darek Gładyś jako trener bramkarzy ratował też flagi. Było tak podczas meczu Lechia – Lech Poznań w sezonie 2008/09.
– Widząc, jak oni biegną, chcą zrywać nasze flagi, odrzuciłem piłkę, wskoczyłem na płot i zerwałem dwie flagi. Aby ich nie przejęli. To był impuls. To kuriozalnie wyglądało, trener tu na rozgrzewce, odrzuca piłkę i biegnie na płot. Przy okazji jeden chyba nawet dostał w łeb ode mnie, bo już flagę ciągnął przez ten płot. Na całe szczęście nikt z policji tego nie widział.
Po odejściu z Lechii w 2014 r. został trenerem bramkarzy w Bytovii Bytów. Namówił go do tej pracy Paweł Janas, z którym współpracował w Gdańsku wiosną 2012 r. – Będę go mile wspominał. On był gwiazdą tego zespołu. Żaden trener w Polsce nie osiągnął tyle co on.
Podczas kadencji Kafarskiego i Janasa wypromowany został Wojciech Pawłowski, który przeszedł do włoskiego Udinese. – Wielkie szaleństwo. Skauci z zachodu obserwowali wszystkie polskie kluby i polskich bramkarzy, którzy byli wówczas na topie. Tutaj nagle wyskoczył młody chłopak. W pięciu meczach nie puścił bramki. Bronił poprawnie. Przy takich od razu kręcą się menadżerowie.
Wg Darka najlepszym bramkarzem jaki był w Lechii od czasów Marka Woźniaka (początek lat 80.) jest obecny golkiper Biało-Zielonych Dusan Kuciak: – Teraz jest Kuciak, a wcześniej nie było nikogo. To jest najlepszy bramkarza jaki był w Lechii. Nie podlega dyskusji.