To spotkanie kibice Biało-Zielonych zapamiętali na długie lata. Nowo zawiązana spółka akcyjna FC Lechia ściągnęła na stadion nieco więcej widzów niż w poprzednim sezonie. Ale z tych co przyszli na mecz ze Stilonem, połowa wyszła do Maxa po pół godzinie gry. Dlaczego? O tym zaraz.
Drużyna trenera Adama Musiała (na zdjęciu) prezentowała kawaleryjski styl. Trzech obrońców, dowodzonych przez sprowadzonego z Krakowa, Ryszarda Karbowniczka, musiało sobie radzić samemu, bo reszta składu nastawiona była na atak. W dwóch pierwszych kolejkach to się sprawdziło, bo lechiści odnieśli komplet zwycięstw, strzelając aż sześć goli. Stilon przyjechał nad Motławę z zerowym kontem bramkowym, na dodatek bez swego snajpera wyborowego, Zenona Burzawy.
Dlatego to gospodarze byli zdecydowanym faworytem. Jednak nikt chyba nie mógł przewidzieć, że goście już po 27 minutach obejmą czterobramkowe prowadzenie!
Duża część kibiców zdegustowana wyszła ze stadionu, z czego większość by ukoić smutki w położonym obok przystanku SKM Gdańsk Politechnika Baru Max.
Jeśli w pierwszej połowie działy się rzeczy niezwykłe, to co powiedzieć o drugiej?
Sygnał do odrabiania strat dał Karol Sobczak, którego strzał z dystansu przepuścił pod brzuchem bramkarz gości. Chwilę później na listę strzelców, po rykoszecie wpisał się Mirosław Giruć. Do wyrównania było jeszcze daleko. Bramka kontaktowa padła po rzucie karnym w wykonaniu Tomasza Untona – faulowany był Rafał Kaczmarczyk. Już tylko 3:4, a niewierni Tomasze wracali biegusiem z baru na stadion!
Napięcie sięgało zenitu i wreszcie tuż przed końcowym gwizdkiem gola na wagę remisu, po rzucie rożnym zdobył strzałem głową Radek Błondek! Euforia!!!
Kilka razy Lechia remisowała w stosunku 4:4, ale przegrywając 0:4 po pierwszej połowie, oprócz Stilonu tylko raz – w 1949 roku w Warszawie z Legią – 43 lata wcześniej i nigdy później!
Tak po latach tamten okres i to spotkanie wspominał Sławek Wojciechowski:
“Na początku finanse w FC Lechii były znakomite. Dobre pieniądze i to na płacone na czas. Cel był jasny – ekstraklasa. Pod koniec jesieni zaczęło się psuć. Spółce komornicy zajęli jakiś samochód, pieniądze dla nas tez zaczęły się spóźniać.
Pamiętny mecz 4:4 ze Stilonem Gorzów, o tyle pamiętny że ja grałem do przerwy gdy wynik był 0:4 i mnie uczyniono winnym tak fatalnej postawy drużyny. Czy mecz był czysty? Miałem wówczas ledwie 19 lat – nie wiem, choć jak wiemy dziś po latach, wiele rzeczy było wtedy w piłce brudnych. Nie odbierajmy jednak chłopakom tamtego meczu, bo może po prostu zagrali świetnie.”
Co było dalej? Do końca rundy jesiennej lechiści spisywali się nieźle, szczególnie na własnym boisku, gdzie nie przegrywali. Gorzej było na wyjazdach gdzie na osiem meczów przegrali połowę. Na półmetku, podopieczni trenera Adama Musiała zajmowali trzecią pozycję do miejsca premiowanego awansem do ekstraklasy tracąc cztery punkty. Na wiosnę było już o wiele gorzej, Lechia finiszowała na szóstej pozycji.
Lechia Gdańsk – Stilon Gorzów 4:4 (0:4)
Bramki: Sobczak 59, Giruć 60, Unton 72 karny, Błondek 87głową – M.Osiecki 5 glową, 27, W.Osiecki 10, Janczylik 25
Lechia: Gładyś – Błondek, Karbowniczek, Giruć, Matuk, Pawłuszek, Kaczmarczyk, Góralski, Unton (80`Ługowski), Wojciechowski (46`Kaczmarek), Sobczak.
Stilon: Stróżyński – Kowalczyk, Krysiński, Filas, Dragon, Bisaga, Kowalewski, W. Osiecki, Janczylik, M. Osiecki (88’ Jagodziński), Cieślewicz.
Żółte kartki: Kowalczyk, Bisaga, Cieślewicz (Stilon)
Sędziował: W.Wlizło (Suwałki).
Publika: 4.000.
Pozostałe wyniki 3. Kolejka II Ligi Grupy I sezonu 1992/93:
Bałtyk Gdynia – Igloopol Dębica 2:1 (1:0)
GKS Tychy – Arka Gdynia 0:2 (0:1)
Lechia Dzierżoniów – Warta Poznań 0:1 (0:0)
Zagłębie Sosnowiec – Polonia Bytom 0:0
Górnik Pszów – Miedź Legnica 1:1 (1:1)
Ślęza Wrocław – Polger Police 4:2 (1:0)
Sokół Pniewy – Zagłębie Wałbrzych 2:1 (1:1)
Naprzód Rydułtowy – Raków Częstochowa 3:2 (1:1)