W latach 2015-18 Jakub Wawrzyniak wystąpił w lidze barwach Lechii Gdańsk 98 razy, niestety nie udało mu się trafić do siatki, choć kilkukrotnie było blisko, szczególnie raz w Zabrzu.
– Przed przyjściem do Lechii, grywałeś przeciw Biało-Zielonym. Czy masz z tych meczów jakieś szczególne wspomnienia?
Jakub Wawrzyniak: – Będąc graczem Widzewa, jedyny raz w karierze w jednym meczu strzeliłem dwa gole – było to właśnie z Lechią w II lidze, padł wynik 4:0 na inaugurację wiosny sezonu 2005/6.
– Będąc już w Legii połamałeś jednego naszego zawodnika – Piotra Kasperkiewicza w meczu Pucharu Polski.
– Słuchajcie, jest prosta zasada: jak pendolino leci to nie można wchodzić na tory. W tym meczu też strzeliłem gola, Legia wygrała 1:0.
– Potem nie szło ci już tak dobrze. W pamiętnym meczu na śniegu, Lechia wygrała 2:0, a ty wyleciałeś z boiska.
– Kartkę mi potem cofnęli, mogłem zagrać kolejny mecz. Była afera, sam Boniek interweniował, że to jest kuriozum, że jak ktoś po czerwonej kartce może grać. To był jeden z ostatnich moim meczów w Legii.
– Przy tej czerwonej kartce faulowałeś?
– Kontakt był. „Wiśnia” trochę wtedy przyaktorzył. Normalna rzecz. Napastnik w ofensywie musi to wykorzystać. Słuszna decyzja.
– Opowiedz jak w ogóle trafiłeś do Lechii zimą 2015 roku.
– Złapałem kontuzję łękotki w Amkarze Perm. W kontrakcie miałem zapis, że wskazuję miejsce, w którym się leczę. Wybrałem Warszawę, Jacek Jaruszewski, doktor reprezentacji mnie operował. Rehabilitację miałem u fizjoterapeuty Legii. Pawła Bambera. Po jednej z sesji, poszedłem do baru na Legii coś zjeść. Spotkałem Mariusza Piekarskiego, który mnie zapytał jak w tym Permie i czy byłbym zainteresowany gdyby temat Lechii się pojawił. Gdy wróciłem do pełnej sprawności zaczęliśmy wszystko dopinać.
– Musiałeś rozwiązać kontrakt z Amkarem.
– Udało się to załatwić. Wyjeżdżałem z Permu z kontuzją, zostawiłem tam mieszkanie. To jest dwie godziny samolotem od Moskwy, po rzeczy które tam zostały już nie wróciłem. Jak policzyłem ile mam zapłacić za bilet i lecieć po nie, to wartość tych rzeczy była porównywalna do wartości biletów. Uznałem, że nie ma sensu.
– Sprawdziłeś które miejsce zajmowała Lechia?
– Tak, ale mi to nie przeszkadzało. Wiedziałem, że się tworzy drużyna. Nie brałem pod uwagę, że coś złego może się wydarzyć.
– Razem z tobą do Lechii przyszedł pogromca Niemców, Sebastian Mila. Też grałeś w tym meczu.
– Sebek w swojej karierze dwie bramki zdobył i na tym jedzie. Oczywiście żartuję, to świetny piłkarz i kolega.
– Na początku Mila grał, a potem czterech kolejnych trenerów nie widziało go w składzie.
– Jak patrzysz z perspektywy boiska to nikt nie jest w stanie zagrać lepszej piłki niż Seba. Zawsze szukał linii podania abyś mógł mu zagrać. Uwielbiałem z nim grać. Wysoko go ceniłem.
– Co zastałeś w Gdańsku? Z Lechii śmiano się wcześniej, że na mecz musi jechać dwoma autokarami tylu miała piłkarzy na kontrakcie.
– W celu integracji trener Brzęczek wprowadził losowanie pokoi na obozie. Akurat fajnie trafiłem. Z Mateuszem Bąkiem byłem w pokoju, podobne roczniki, on jak ja dojrzały, mądry inteligentny facet (śmiech). Z drużyny znałem jedynie Łukasika i Borysiuka z Legii.
– Grał w Lechii wcześniej twój krajan ze Złotowa.
– Paweł Buzała, miał dobre momenty w derbach, ale też widziałem film na YT gdzie trochę żalił się na kibiców.
– Od pierwszego dnia w Lechii byliście mocno medialnie wykorzystywani, razem z Milą.
– Można się z tego śmiać, natomiast trzeba dbać o takiego sponsora jak Lotos. Trzeba go dopieszczać i chodzić z pączkami w Tłusty Czwartek. Klub po to negocjuje kontakty z poważnymi firmami, aby później to wykorzystywać medialnie i uczestniczyć w takich akcjach.
– Wtedy nie rozmawiałeś z mediami. Co to za historia?
– Robiłem sobie takie cisze medialne. Ile można gadać o tym samym? Po wygranych meczach mówić co wpływało na sukces, a po porażkach, dlaczego przegraliśmy. Przejść przez mix-zonę trzeba, nie trzeba się wypowiadać – takie są przepisy. Ja je lekceważyłem i w ogóle nie przechodziłem przez strefę. Później klub wymusił abym przechodził. Nie było to profesjonalne z mojej strony, przyznaję.
– Czy to miało związek z poślizgnięciem się w meczu z Niemcami w Gdańsku?
– Hejt był, zawsze będzie, im grasz wyżej tym większy. Tu mówimy o meczu reprezentacji, meczu z Niemcami, we wrześniu, w Gdańsku i moim błędzie w doliczonym czasie gry, który zabrał nam wygraną. Musiało mi się oberwać.
– Wtedy wiosną 2015 roku wygrywaliście większość meczów jedną bramką.
– U siebie nie traciliśmy bramek. „Bączek” był bezrobotny. Byliśmy u siebie bardzo mocni. Weszliśmy do rundy finałowej. Całą rundę goniliśmy, ale potem się to wysypało. Piąte miejsce nie było złe, nikt o nim nie myślał jak przychodziłem.
– Przed kolejnym sezonem zagraliście sparingi z silnymi drużynami
– Najlepsze kluby Europy jeżdżą po świecie i dostają za to cash. My dostaliśmy to w pakiecie jako dodatek do przygotowań. Jak Pogba cię pokręci to wiesz, że potrzebujesz jeszcze czasu, aby wejść na wyższy poziom. Mecz to najlepszy trening i fajnie, że mogliśmy się sprawdzić.
– Wtedy przyszedł Mario Maloca.
– Żartowaliśmy, że jest „Generałem” dzięki temu, że ma dobrych kolegów z prawej i lewej strony. Musieliśmy pilnować aby za bardzo nie urósł. Fajnie czytał grę. Nie próbował jakiejś pięknej piłki rozgrywać. Wolał zagrać do gościa z lewej, który to lepiej zrobi (śmiech). Dobrze się grało. Mieliśmy do niego zaufanie, jak poszedłem wysoko, to on później wszystko kasował.
– Brzęczka zastąpił Thomas von Heesen. Nie znalazłeś się w kadrze meczowej na dwa pierwsze jego mecze.
– Co rusz przytrafiały mi się urazy. Zaczęło mnie to irytować. Przez osiem miesięcy trenowałem na boisku ze sztuczną murawą w Rosji. Stąd chyba organizm tak reagował. Potrzebna była adaptacja.
– Von Heesen miał specyficzny sposób komunikacji z drużyną.
– Cisnął Milę, Peszkę. Mnie też cisnął, ale po cichaczu. Czy von Heesen pracuje gdzieś? Nie. Adam Owen pracuje gdzieś? Nie. Nie były to udane projekty.
– Koniec ery niemieckiego trenera nastąpił szybko.
– Same treningi von Heesena były fajne. Miał plan na mecz, zabrakło mu na pewno szczęścia, były mecze, że gdyby jedna czy druga sytuacja została wykorzystana to wynik byłby inny. Trener nie pożegnał się z nami. Staszek Czerczesow w Amkarze na koniec przyszedł do nas: spasiba za wsio. daswidania, paka. I poszedł do Dynama Moskwa w środku sezonu.
– Na chwilę pojawił trener Banaczek, wygraliście 1:0 ze Śląskiem po bramce Gersona i twojej asyście.
– W Lechii miałem kilka asyst. Jedyny klub, w którym bramki nie strzeliłem. To mnie trochę boli. Miałem sytuacje, np. w Zabrzu sam na sam wyszedłem. Skończyło się 1:1.
– Pierwsze wrażenie jeśli chodzi o trenera Piotra Nowaka?
– Wow! Jaki luz! To co było wyrzućmy i nie zajmujmy się tym. Pojechaliśmy do Turcji i pierwszy mecz 0:4 do przerwy. Pierwszy raz zagraliśmy trójką z tyłu. Po meczu my wkurzeni, każdy do gardła sobie skacze, nic nie funkcjonowało. Zaraz spadniemy z tej ligi, dwa mecze i wracamy do czwórki. Nowak wchodzi „co się przejmujecie?”. To mi bardzo u niego imponowało. Taka pewność siebie, która przekładała się na drużynę. Absolutnie ściągał obciążenia związane z meczem. Nawet przed spotkaniem mogliśmy zajrzeć w telefon, rób tak, abyś wychodząc na boisko dobrze się czuł. Szanowałem go i szanuję.
– Szliście jak do pożaru, szczególnie w meczach u siebie.
– Padało dużo bramek, traciliśmy sporo też. Generalnie było tak, że kibice się zastanawiali w jakim wymiarze będziemy wygrywać. Pierwszy raz czułem się, że jak jedziemy na wyjazd to, że jesteśmy na podobnym poziomie jak Legia czy Lech. Ludzie chcą przyjść na mecz i zobaczyć fajny futbol. My taki graliśmy, Prowadziliśmy widowiskową grę. Może z punktu taktycznego często to było nieodpowiedzialne. Była trójka obrońców, a cała reszta ofensywnie nastawiona.
– Na wyjazdach już tak nie było kolorowo. Czego zabrakło?
– Może trzeba było grać ostrożniej? W Kielcach nie zagrałem, ale mecz nie powinien się odbyć na tym błocie. Strategia była zawsze ta sama: „na nich!”.
– Najlepszy wasz paradoksalnie to wyjazd na Legię i 1:1.
– Złapaliśmy ich strasznie. Michał Mak był wtedy na poziomie reprezentacyjnym. Od pierwszej minuty mieliśmy sytuacje. Czerczesow mnie poznał, kilka miesięcy wcześniej był moim trenerem. Ja go kupowałem, mega gość.
– Kilka tygodni później bezdyskusyjnie wygraliście z nimi 2:0 u siebie.
– Legia wystawiła słabszy skład, wiedzieli, że z nami nie mają szans. Nastawiali się na następny mecz. Wszystko wygrywaliśmy. Następni do golenia.
W czasie mojego pobytu zawsze czegoś brakowało, aby zagrać w pucharach. Detale, bramki, wygranej na Legii rok później, Marco miał sytuację. Nie było może wyśmienita, ale znając jego umiejętności była bardzo dobra.
– Bracia na boisku widzieli tylko siebie?
– Na meczu bardzo rzadko, dużo częściej na treningach. Z drugiej strony oni byli bardzo ważni dla nas, statystyki mieli świetne. Skoro ci goście strzelają to akceptujesz to. Nie ma co zmieniać, jeśli to hula.
– W ostatnim meczu sezonu 2016/17 nie szliście już jak do pożaru.
– Ale czekaj. Graliśmy z Legią, która grała o tytuł. Jak chcesz iść na wymianę ciosów? Na wyjazdach nie graliśmy dobrze. I co nagle wszystko mamy postawić na jedną kartę? Czekaliśmy. Ale „Peszkin” dostał czerwona kartkę. Ten wynik z Białegostoku trochę nam namącił. Lech prowadził 2:0 i wiedzieliśmy, że nawet jak wygramy to nie mamy mistrzostwa. Gdyby tam było 0:0, to może byśmy zagrali o pełną pulę i przeszli do historii? Mówiliśmy, że śp. prezydent Adamowicz miałby problem, bo by musiał Neptuna usunąć by nam pomnik postawić w jego miejsce.
– Co mówił trener Nowak przed tym meczem i w trakcie?
– Nic nie mówił. Zawsze był opanowany. Przed meczem, w trakcie i po meczu. Nigdy nie dał się wyprowadzić z równowagi. Zawsze tylko konkretne rzeczy.
– Ten sezon zaczął się meczem z Płockiem. Ty świeżo wróciłeś z Euro we Francji.
– Wyjeżdżając z hotelu bałem się tego meczu. W ogóle nie byłem skoncentrowany. Zaczęliśmy przygotowania dziesięć dni wcześniej. Trener mnie wrzucił od razu do składu. Słusznie. Też bym się wrzucił. Ale po meczu już nie (śmiech). Słaby to był mecz, miałem udział przy dwóch bramkach dla rywali.
– Przeszliście na ustawienie czwórką w obronie.
– Zaczęło coś nie hulać. Nie wiem co było powodem.
– Może odejście Michała Adamczewskiego sprawiło, że zaczęliście gorzej prezentować się fizycznie?
– Bardzo dobry trener. Świetnie się przy nim czułem. Wszystkie jednostki treningowe planował Piotr, we wtorki były dwie jednostki i ten poranny trening, należał do Adamczewskiego, dobrze go wspominam. Czułem się mocno od początku do końca.
– W tamtym sezonie wiele razy cztery litery ratował Dusan Kuciak.
– Po to tam stoi z tyłu, aby coś złapać. Dusan to świetny fachowiec. Zastanawia mnie czemu za granicą mu nie wyszło. Może Anglia to za wysoko, ale chciałbym go obejrzeć w innej lidze.
– Mecz z Lechem i zadyma, kolejna czerwona kartka dla Peszki.
– Można był tego uniknąć (więcej o meczu Lech – Lechia)
– Czerwoną kartkę z Lechem otrzymał rezerwowy bramkarz Vanja Milinković-Savić.
– Dobrze, że nikogo nie pobił. Zwierzak, takiego byka nie widziałem nigdy. Bardzo dobrze grał nogami. Miał młotek w nodze. Na treningach z połowy nawet walił. Pach i siedzi. Pozytywna postać.
– Były wtedy grupki w Lechii?
– W każdej drużynie są. Młodzież trzymała się ze sobą, Bałkany ze sobą i są najbardziej otwarci. Grupa najbardziej zamknięta to Portugalczycy. Mają swój świat. Plus Bartek Pawłowski z nimi. Miał bardzo duże umiejętności piłkarskie. Mi to nie przeszkadzało, że jest samotnikiem. To jest zawodowstwo i musisz na każdym poziomie się odnaleźć.
– Podczas jednego z treningów w Turcji mocno ściąłeś się z Michałem Chrapkiem.
– Z „Chrabąszczem” pierwszy raz się tak zagrzałem, sam byłem zdziwiony. „Peszkin” mnie stawiał do pionu. Mówi: “ty jesteś reprezentantem kraju, nie możesz tak reagować”. Faktycznie. Po treningu go przeprosiłem i potem w autokarze były żarty i wszystko ok.
– Do sztabu Nowaka dokooptowano Owena.
– Od tego zaczęły się problemy. Nowak został bardziej managerem drużyny, który na wszystko patrzy z boku. Pierwszy mecz graliśmy w Płocku i ich zmiażdżyliśmy. Później graliśmy słabo i zaczęły się kłopoty. Owen gadał z piłkarzami, coś tłumaczył. Piotr chciał co innego. Drużyna nie wiedziała kogo za bardzo słuchać.
– W końcu doszło do zmiany trenera.
– Nowak pojawiał się na treningach jako dyrektor sportowy. Dziwny model i dla mnie niespotykany do tej pory. Absolutnie coś nowego.
– Jak na was wpływały zawirowania wokół klubu i wewnątrz niego?
– Mówiono nam, że podwyższenie kapitału, zamiana długu na udziały pozwoli Lechii się rozwijać. Że mniejszościowi blokują rozwój klubu. Oni z kolei bali się, że będą tu różne zagrywki. Ale kto ma rację? W to nie wnikałem. Też się czasem zastanawiałem, w jak dużym procencie dla Pana Wernze ważna jest Lechia? Spotkałem go raz czy dwa. Kulturalny człowiek. Sympatyczny.
– Jakie przełożenie na wynik sportowy mają problemy z pensjami?
– Był to temat, który absorbował drużynę. Owen nie wyobrażał sobie, jak można chłopakom nie płacić. W piłce jest coś takiego, że musisz mieć czystą głowę do osiągnięcia sukcesu. Jak w domu się kłócisz z żoną to nie pójdziesz do roboty i będziesz w 100% skoncentrowany. Dostajesz jakąś informację, a ten termin i tak nie jest dotrzymywany. Finalnie i tak wszystko otrzymasz. Można by było to uregulować przepisem, że jeśli piłkarz ma otrzymać 10 dnia miesiąca wypłatę, to 5 dnia wpływa ona na konto federacji. Byłoby to przejrzyste.
– Rafał Wolski został wtedy przesunięty do rezerw.
– Było zainteresowanie Legii Wolskim. Nie lubię tematu przesuwania piłkarzy do rezerw. Dla mnie to jest niepojęte i strzelanie sobie w kolano. Często tak było, szczególnie za von Heeesena czy Owena, że decyzje personalne nie było wiadomo od kogo pochodzą. Mnie też to spotkało, po meczu z Piastem Gliwice (0:2) w którym w ogóle nie byłem w „18”. Być może coś robię źle, ale niech ktoś mi to powie prosto w oczy. Pojechałem do prezesa, on mówi, że to decyzja trenera. Jadę do trenera “powiedz mi, dlaczego?”. A ten mówi, że to nie jego decyzja. Powiedziałem, że nie będę trenował w rezerwach. Mogło się to skończyć karą, ale taką podjąłem decyzję. Mam kontrakt z pierwszą drużyną, inaczej to rozegrajcie. Zagrałem va banque.
– Zaraz przyszedł trener Stokowiec i odsunął Marco Paixao od drużyny.
– Marco po meczu z Lechem dostał zmianę i nagle zgłosił uraz w momencie, kiedy dowiedział się, że ma zagrać z rezerwami sparing. Nikt nie jest głupi. Jak jesteś kontuzjowany to masz zabiegi. Jeżeli nie stawiasz się w klubie to musisz się liczyć z konsekwencjami. Tak jak ja, Marco zagrał va banque, a trener wykorzystał narzędzia, które ma. Z późniejszej perspektywy ta decyzja się wybroniła.
– Potem w wywiadzie Marco sugerował, że Stokowiec to nie najłatwiejsza osoba we współpracy.
– Stokowiec to dobry trener. Nie interesuje mnie jakim jest człowiekiem. Z jednym tylko trenerem trzymam kontakt. Raz na 3 miesiące, pogadam z Janem Urbanem. Lechia dla Stokowca jest pierwszym klubem, w którym ma piłkarzy, którzy coś wygrali, mają nazwiska. Każda jego decyzja jak w przypadku Sławka Peszki jest analizowana, o tym się mówi i pisze. Być może takie same decyzje podejmował w Zagłębiu, ale o tym pisało się jeden dzień. To dobrze, że trener ma swoje zasady. Piłkarz jest pracownikiem klubu. Tak na marginesie przegrałem z „Peszkinem” zakład. Powiedziałem, że trzy miesiące i go tu nie ma. Że coś odpierniczy. A on proszę, wciąż jest.
– Gdy Owena zmienił Stokowiec od razu wskoczyłeś do składu.
– Zrobiliśmy testy i wyszło że po dr Owenie wyglądamy fatalnie. „No, I’m a doctor I know everything about football”. Dziwne, nigdy żaden trener nie zaatakował mnie takim zdaniem. Trener, który debiutuje wszystko wie na temat piłki. Później grałem i w derbach z Arką naderwałem łydkę. Przy stanie 4:0 zszedłem z boiska. Po porażce z Termaliką, zacząłem się bać że spadniemy z ligi. Byłem przewidziany na mecz o wszystko z Piastem, ale na dzień przed na rozruchu przedmeczowym znowu mi strzeliła łydka. Wybrałem się do Gliwic jako kibic, trener chciał żebym pojechał, żebym był w szatni. „Stoki” pokazywał, że mnie chce. Normalnie nie robi się takich rzeczy. Na Piaście wygraliśmy, utrzymaliśmy się.
– Gdybyś został w Lechii na kolejny sezon zdobyłbyś Puchar Polski – piąty w karierze.
– Piotr Stokowiec wyraźnie powiedział, że chce abym został. Dla mnie było oczywiste, że tak się stanie. Poszedłem na pewniaka do gabinetu Prezesa i dostałem zwrotkę, że jednak nie. Wróciłem do trenera. Zaczęło się przeciąganie liny. Argumentacja klubu była oczywista i logiczna. Decyzja słuszna, jakbym był prezesem czy dyrektorem sportowym to też bym nie przedłużył kontaktu. Dlaczego? „Mladen” był zdecydowanym numerem 1. Stokowiec przyznał, że będzie na niego stawiał. Ale potrzebuje mnie w szatni, dobrego zmiennika. Abym zadbał o drużynę. Poza tym mamy młodego Chrzanowskiego i wracał Lewandowski ze Śląska. Trzech na jedną pozycję w budżecie plus przedłużenie kontraktu, z gościem który ma 35 lat. Może grać tylko jeden lewy obrońca. Nie ma sentymentów. W mojej przygodzie z Lechią zabrakło sukcesu, medalu i awansu do pucharów.
– Rok później skończyłeś karierę.
– Po spadku w Katowicach od razu wiedziałem, że kończę. Mogłem iść do Bałtyku Gdynia, z Widzewa też miałem zapytanie. Nie chciałem schodzić zbyt nisko. Zrobiłbym krzywdę sobie i pracodawcy, bo bym go oszukał na kontrakt.
– Jesteś czy raczej byłeś piłkarzem w starym stylu, nie angażujesz się w media społecznościowe.
– Nie mam żadnych. Może przez to nie zarabiam więcej pieniędzy? Byłem jedynym piłkarzem na Euro 2016, który nie miał Faceboka, Twittera czy instagrama.
– W kadrze zagrałeś 49 razy, będzie jakieś oficjalne pożegnanie?
– Piszczkowi zrobili huczne pożegnanie, a ja jadę po cichu na wiosnę odebrać paterę. Jak będę w tunelu stał i odbierał paterę, a kamera będzie na tych co wychodzą na murawę.