Niedoszły na szczęście transfer do Lechii Macieja Gostomskiego, uruchomił w naszych łepetynach nieodwracalne procesy myślowe. Otóż ten pochodzący z Kartuz bramkarz sprawił, iż zaczęliśmy się zastanawiać nad „11” zawodników urodzonych na Kaszubach przywdziewających biało-zielone barwy.
Kaszebskie granice to oczywiście sprawa dyskusyjna. Umówmy się, że Gdańsk to nie Kaszuby, mimo prezydenckich pomysłów. Ale już granicząca z Chwaszczynem, Osowa? Jeszcze inna rzecz, które miasto jest kaszubską stolicą? Kartuzy? Kościerzyna? Pewne jest, że w tej pięknej krainie mieszka wielu wiernych fanatyków Lechii i to mimo że sąsiadki zza miedzy mocniej od nas akcentują kaszubskie korzenie. One są zresztą znane z przeinaczania faktów. No to jedziemy!
1.WIESŁAW FERRA (PUCK). Kto? Zapytacie zapewne. Też o nim średnio pamiętaliśmy, ale gdy zapytaliśmy Mateusza Bąka w naszym debiutanckim podcaście, kogo z konkurentów do miejsca w wyjściowym składzie wspomina najlepiej wymienił właśnie puckiego łapacza. I to nie dlatego, że był słaby, tylko dlatego że „Ferrari” był dobrym kolegą. A jak „Bączek” tak mówi to tak po prostu jest. Jak ktoś nie słuchał, o kolegach-bramkarzach Mateusza, można posłuchać tu:
PODCAST Z MATEUSZEM BĄKIEM cz. 1
PODCAST Z MATEUSZEM BĄKIEM cz. 2
2. ANDRZEJ MARCHEL (WEJHEROWO). Pozyskany z Gryfa Wejherowo, Marchel zadebiutował w wieku 17 lat w drugoligowej Lechii. Jako nastolatek popularny „Luis” zdobył z Lechią puchar i superpuchar Polski. W wieku 22 lat z Traugutta przeniósł się na poznański Golęcin, gdzie w barwach Olimpii odbywał służbę wojskową. Po dwóch latach wrócił do Lechii, z którą spadł z ligi po barażowych meczach z Olimpią właśnie. W drugiej lidze Marchel szczególnie zapamięta dzień, w którym lechiści wybrali się na mecz wyjazdowy samolotem do Rzeszowa na spotkanie ze Stalą, zremisowane 1:1. Bramka dla gospodarzy padła z rzutu karnego podyktowanego w 90. minucie zawodów. Takie sprawy zawsze śmierdzą, a ta wyjątkowo. Robert Bąk ze Stali znalazł się obok Marchela i najzwyczajniej w świecie runął jak długi na murawę. Na widowni rozległ się śmiech, sędzia Jan Trajan z Wałbrzycha również wykazał się poczuciem humoru i podyktował rzut karny, pewnie wykorzystany przez samego „poszkodowanego”.
3. ROMAN KORYNT (TCZEW). Urodzony w Tczewie, czyli nie na Kaszubach, ale legendarny stoper nosił ksywę „Kaszub” więc nie może go w kaszubskim składzie zabraknąć.
Oto co kiedyś mówił nam Pan Roman, o swym przyjściu do Lechii gdy odwiedziliśmy go w Gdyni przy ulicy Abrahama. Mimo niefortunnego miejsca zamieszkania, w jego lokum są oczywiście same barwy biało-zielone:
– Po służbie wojskowej musiałem wrócić do macierzystego klubu, czyli do Gedanii. Ale jako reprezentant Polski miałem absolutny zakaz gry w trzeciej lidze. Kadrowicz musiał grać minimum w drugiej lidze, żeby nie zaniżać poziomu. Występy w reprezentacji to honor, ale wiadomo, że wiązało się to także z odpowiednią gażą. Na Lechię mówili „Murarze” – raz, że był to BKS, dwa, że mieliśmy bardzo szczelną obronę. Trener Tadeusz Foryś przede wszystkim kazał zabezpieczać tyły. Z przodu grało maksymalnie dwóch lotnych zawodników. Wystarczyło, że zdobyliśmy bramkę i wtedy to już wszyscy się cofali. Pomocnicy nie mogli przekroczyć połowy boiska. Wiadomo, że nie było to widowiskowe, ale ludzie byli zadowoleni, bo wygrywaliśmy. Foryś był świetnym fachowcem, teoretykiem, bo nigdy nie występował jako piłkarz. Zawodnicy powinni mieć do trenera szacunek, a ja już na sam widok Forysia stawałem na baczność. Jak jeszcze zrobił odprawę, to na boisku dałbym się za niego pokroić.
4. JAN ERLICH (GDYNIA). W drugoligowej Lechii grał na zakończenie kariery w latach 1978-81, występując 77 razy, zdobywając 13 goli. Rok przed powrotem na Wybrzeże zdążył jeszcze dwa razy wystąpić w reprezentacji Polski. Świetny lewonożny obrońca lub pomocnik, równie dobrze grał co się bawił, ale że był twardym Kaszubą, gdy inni dogorywali po balu, on wstawał i trenował. Zmarł w 1998 roku w Szwecji, gdzie wyjechał po odejściu z Lechii. Jako ciekawostkę można potraktować informację, iż jest to jedyny zawodnik w biało-zielonej historii, którego nazwisko zaczynało się na literę E.
5. RAFAŁ KOSZNIK (KOŚCIERZYNA). Dziś Kościerzyna jest śledziowym bastionem, ale kiedyś wcale tak nie było, stamtąd pochodzili m.in. Bracia Bliźniacy. A propos „Kosy” Przy okazji któregoś party z okazji awansu (z trzeciej ligi do drugiej chyba) nasz kolega poprosił Rafała, żeby podpisał się na koszulce.
– Napisz coś dla mojej córki.
– A jak ona ma na imię?…
– Zuzia.
No to napisał – ‘DLA ZÓZI’.
fot. http://szaleswl.strefa.pl/
6. ALEKSANDER CYBULSKI (GDYNIA). Mógłby zagrać w filmie pt. „Dziwny przypadek Benjamina Buttona”, bo im jest starszy tym w lepszej formie. Do Lechii przyszedł w 1983 roku tuż po zdobyciu Pucharu Polski i został na 10 lat, z roczną przerwa na grę w szwedzkim Hudiksvall. Wychowanek Bałtyku Gdynia, dwukrotnie do niego powracał, a do Lechii przybył zza miedzy ze Stoczniowca. Latem 1983 roku razem z nim przyszli Jerzy Kruszczyński oraz Maciej Kamiński i w zgodnej opinii kibiców i ekspertów było to najbardziej udane okno transferowe w lechijnej historii. Lewonożny Cybulski niezbyt rzucał się w oczy grając w formacjach defensywnych, ale swoją robotę robił czego dowodem ponad 200 występów i prawie 10 goli. Karierę zakończył w wieku prawie 50 lat (!) w barwach KS Chwaszczyno. Ostatnio był trenerem Cartusii Kartuzy, czyli jak najbardziej kaszubsko.
7. TOMASZ KAFARSKI (KOŚCIERZYNA). „Kafara” jednocześnie czynimy grającym trener drużyny Lechii. „Skała” był wyróżniającym się członkiem jednej z najlepszych drużyn juniorskim w biało-zielonej historii, tej pod dowództwem trenera Jerzego Brzyskiego. Nie zagrał jednak w seniorskiej drużynie wracając do rodzinnej Kościerskiej Huty. Przez kilka lat trenował Kaszubię jako najmłodszy trener na trzecioligowym szczeblu, miał wtedy niecałe 30 lat. Potem zawitał na Traugutta najpierw jako asystent, potem samodzielny szkoleniowiec Lechii w ekstraklasie. W zgodnej opinii piłkarzy był to najlepiej przygotowany i najbardziej ludzki z trenerów w nowożytnej historii Lechii.
8. TOMASZ KORYNT (GDYNIA). Jego ojciec Roman, legendarny piłkarz i najsurowszy recenzent poczynań juniora, musiał być zadowolony, gdy ten w czerwcu 1972 roku, w dziewiczym występie, dwa razy trafił do siatki Gwardii Koszalin. W 1977 roku młody Korynt przeszedł do Arki, choć początkowo miał trafić do Szwecji. Tak tą dziwną transakcję wspomina Bobo Kaczmarek, który również wtedy trafił za miedzę:
– Kontakt był typowo budowlany, ci Szwedzi zaproponowali że nas (Zdzicha, Tomka Korynta i mnie) w ramach współpracy budowlanej, wyczarterują do Szwecji. Przyszedł do Lechii trener śp. Józef Walczak i część zarządu dała zgodę na wyjazd naszej trójki za morze. Spotkałem się dwoma ludźmi i mówią, że jutro promem wypływam do Szwecji, powiedzieli ile mam tych koron zarabiać, nie powiem, ile to było razy więcej niż miałem tu w Polsce. Mieliśmy być wypożyczeni w ramach resortu budowlanego, przynajmniej dwójka z nas trzech miała dostać zgodę.
Pierwszemu dali zgodę mnie, ale cześć zarządu dała mi zgodę, jedynie część! O tym nie wiedział trener Walczak. Poszedłem po paszport na komisariat milicji na Piwną, naczelnik wydziału paszportu założył łańcuch i przeczytał, że jestem własnością publiczną, bo ta cześć zarządu, która nie dała zgody na wyjazd nakapowała na mnie i zabrali mi paszport do depozytu. A Józek Walczak mnie zawiesił. Przestał mnie traktować jako piłkarza swojej drużyny.
Miałem dwie możliwości, wrócić do Łodzi do Widzewa lub ŁKS, jak mnie trener nie widział, a część zarządu mnie zawiesiła, to nie miałem wyjścia. Cała trójka nasza dostała propozycję przejścia do Arki…
Więcej wspomnień Boba, tu: część 1 i część 2
9. TOMASZ DAWIDOWSKI (GDYNIA). Pochodzący z Bysewa napastnik gdy przyszedł na pierwszy trening do grupy trenera Gładysza na Saharze nie bardzo potrafił się wysłowić. „Ciepnij mi ta bala” krzyczał. Potem nauczył się mądrze wypowiadać i dobrze grać.
10. ZBIGNIEW LIEDTKE. Niestety archiwa nie podają jego miejsca urodzenia, ale piłkarz z tak kaszubskim nazwiskiem musiał się w składzie znaleźć. Liedtke jest wychowankiem Lechii, w której drugoligowym składzie debiutował w wieku 18 lat na początku lat 80. Teoretycznie był w składzie, który zdobywał Puchar Polski, ale ani razu nie zagrał. Odszedł potem do Wisły Tczew, by powrócić do ekstraklasowej Lechii na…jeden mecz. W listopadzie 1984 zagrał 70 minut z Motorem Lublin i tyle go widzieli. Potem grał m.in. w Dębicy, Pomezanii Malbork i Kaszubii Kościerzyna. W barwach tej ostatniej przeciw Lechii w trzeciej lidze w wieku prawie lat 40. Na zakończenie kariery zgotowano Panu Zbyszkowi benefis w Kościerzynie, a w bramce na kilka minut stanął 14-letni Maciej Gostomski.
11. JAKUB BISKUP (PUCK). Młodszy z braci Biskupów, starszy Michal też chwilę grał dla Lechii. Kuba dobrze zapisał się w historii Lechii grając dla niej w drugiej i trzeciej lidze w latach 2004-6. Szczególnie pamiętny był jego gol z Widzewem, szczególnie że jedyny na drugoligowym poziomie. Kilka lat temu przyjechał na nasz nowy stadion w Letnicy ze swoją Termaliką.