Zaczęła się kalendarzowa jesień, zatem głośno o liściach spadających z drzew, również co bardziej nerwowi kibice rozdają je tu i tam. Jak zwykle jednak prekursorami jesiennych rozrywek byli fani Lechii, którzy zresztą poszli o liść, tzn. o krok dalej. 2.10.1982 podczas meczu Lechia – Polonia Bydgoszcz przy Traugutta to sędzia został znokautowany. Różne rzeczy spadały na stadionie we Wrzeszczu, literka z dachu podczas meczu z Zagłębiem Wałbrzych, ale liść na twarz sędziego tylko raz.
A było to tak: zdegradowana i odmłodzona drużyna Lechii w trzecioligowym sezonie 1982/83 radziła sobie przyzwoicie jednak tabeli przewodził sąsiedni Stoczniowiec. W 9. kolejce rozgrywek przyszedł mecz z Polonią Bydgoszcz, która okupowała 3. miejsce, była klasyfikowana wtedy wyżej niźli Zawisza.
Mecz był wyrównany, a wśród gości pierwsze skrzypce grał Maciej Kamiński, czym zapracował sobie na transfer do Lechii, który miał nastąpić pół roku później. Na marginesie nieźle w barwach Stoczniowca (czy raczej „Złomowca” jak przezywali sąsiadów fani Lechii) poczynał sobie wtedy Aleksander Cybulski. Jak wtedy wyglądały rozgrywki, że w tamtej kolejce na mecz Pomowca Gronowo ze „Stocznią” nie dotarł sędzia, zarządzono więc losowanie które wygrali goście, zwycięskie 2:1 zawody poprowadził ich przedstawiciel, Pan Gierszewski.
Kibice Lechii byli wówczas dość nerwowi, tydzień wcześniej śmiało poczynali sobie na występach gościnnych w Tczewie, który jak teraz, był mocnym bastionem arkowców.
Wreszcie w 84 minucie jak rażony piorunem padł w polu karnym Marek Kowalczyk, jednak sędzia Pan Wojciech Reznerowicz z Włocławka kazał grać dalej. Co się stało później?
Lech Kulwicki był w meczu kapitanem i wspomina to tak:
– Jakiś kibic od strony zegara (inna wersja mówi, że od tzw. Sahary – przyp. red.) wpadł na boisko i klapsa sprzedał sędziemu. Ja potem dostałem karę od PZPN, wezwali mnie do Warszawy, jako kapitan, że nie zdołałem temu zapobiec. Dostałem dwa mecze kary…Nie było płotów, tylko taki do kolan. Ja nie miałem szans go dorwać, bo byłem na szesnastce po drugiej stronie.
Tak czy owak było to zachowanie naganne i poważnie zmniejszyło szansę lechistów na awans do II ligi. Napastnik Pan W. z Dolnego Wrzeszcza nie niepokojony wrócił spokojnie do młyna, z którego otrzymał gęste oklaski i wiwaty. Reszta kibiców zaczęła krzyczeć, podniosła rwetes na zasadzie: łap złodzieja.
Mecz został przerwany, jakimś cudem został utrzymany wynik z boiska 0:0. Dziś klub winny nokautu sędziego zostałby prawdopodobnie wykluczony z rozgrywek na całej planecie.
Ówczesny Dyrektor klubu Zbigniew Golemski tak wspomina ten czas:
– Na posiedzenie komisji dyscyplinarnej jechaliśmy jak na ścięcie, nie mieliśmy wielu argumentów na obronę, strzelali do nas jak do kaczek, pamiętam że siedzieliśmy tam tacy malutcy. Ostatecznie kara była umiarkowana. Czemu? Nie mieliśmy żadnego ministra, protektora ani posła. Pewnie trochę się zlitowali nad biednym trzecioligowym klubem. Ponadto Lechia i Gdańsk były wtedy kojarzone mocno z Solidarnością, może Warszawa nie chciała zaogniać sytuacji nakładając surową karę?
Konsekwencje jednak były. Lechia zapłaciła grzywnę finansową, została zmuszona do grania czterech meczów u siebie 50 kilometrów od Gdańska (potem ta kara została skrócona do trzech gier poza domem). Lechiści wylądowali w szczęśliwym Starogardzie Gdańskim (który jak podnoszono był 46 kilometrów od siedziby Lechii, ale postanowiono nie robić z igieł wideł) – w tym na pamiętny ćwierćfinał Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Co ciekawe kończący jesień mecz PP ze Śląskiem rozegrano jeszcze w Gdańsku.
A Pan W., który sprzedał liścia sędziemu? Wraz z kilkoma innymi kibicami został poddany milicyjnej konfrontacji, jeden z działaczy nawet go rozpoznał, ale zachował się fair – nie doniósł mundurowym, że to ten właśnie kibic był sprawcą.
Udało nam się dotrzeć również do Pana sędziego Wojciecha Reznerowicza sędziego tamtego spotkania:
– Czy pamiętam? Wpadł jakiś chuligan, walnął najpierw liniowego, potem mnie. Nastąpiło naruszenie cielesnej nietykalności arbitra, musiałem przedwcześnie zakończyć zawody, gdybym tego nie zrobił, zostałbym ukarany. Nie mam do nikogo pretensji, do działaczy, ani piłkarzy, to nie ich wina. Znalazł się jeden chuligan, to był czas „Solidarności”, w kraju było niespokojnie, różne łobuzy się pod to podłączyły. Myślę, że kibicami kierowało niechęć do Polonii Bydgoszcz, która była klubem milicyjnym. Jak mówiłem – było, minęło, było to przykre, ale nie mam pretensji.
Co było potem? Lechiści przypuścili udany szturm na II ligę, potem na Ekstraklasę, w międzyczasie zdobywając krajowy Puchar. A Wojciech Reznerowicz? Dziś jest członkiem prezydium zarządu Kujawsko-Pomorskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, jest radnym w Dobrzyniu nad Wisłą, a w czasie wolnym świadczy usługi wodno-kanalizacyjne.
Skład Lechii: Woźniak – Marchel, Kulwicki, Omeljaniuk, Salach, Kowalczyk, Kowalski, Klinger (36’ Górski), Raczyński, Józefowicz, Grembocki (61’ Jabłoński).
Żółte kartki: Raczyński i Grembocki.