W 2010 roku Lechia zagrała towarzyski mecz z hiszpańskim Villarreal. Był to pierwszy w XXI w. mecz Biało-Zielonych z tak renomowanym rywalem. Jednak nie o meczu tu będziemy pisać. Podczas tego spotkania swój debiut miała maskotka Lechii Gdańsk Lew. O kulisach powstania tej maskotki opowiedział nam Leszek Kubicki.
Kubicki od 2008 r. był pracownikiem klubu odpowiadającym za dział pamiątek i akcesoriów kibica. W 2010 r. dostał misję stworzenia maskotki klubowej. Od początku wiadomo było, że będzie to lew. – Dostałem dyspozycje od władz Lechii abym się tym zajął. Jakaś tam koncepcja tego była, były rysunki. Była taka też od jakiegoś czasu w ofercie podkładka pod myszkę Lechii (tu ukłony dla firmy Achilles i braci Sośnierzy) z morda lwa. I do tego trzeba było dorysować wszystko, tułów, itd. Ale za co dorysować, jak nie masz pieniędzy dla grafika. Trzeba było swoimi domowymi sposobami ćwiczyć – wspomina Leszek Kubicki.
Kot obszczymur
Pierwsze projekty nie były do końca satysfakcjonujące. Dyrektor powiedział “To ma być taki kot obszczymur, taka wersja z brzuchem”.
W poszukiwania wykonawcy Leszek trafił do autorki strojów dla Teatru Wybrzeże. – Zrobiłem rozeznanie na rynku. Pani była z Torunia. Ona rozrysowała ten tułów. Powiedziałem, że ma być wersja kota obszczymura, duży brzuch od picia piwa. Wcześniej były projekty, ale przypominały głowę psa, jak ktoś powiedział. I wtedy kol. Mariusz przyniósł maskotkę lwa, od swojego dziecka chodziło o to, aby odwzorować mordkę, to był pierwowzór.
Brzuch to była wówczas taka idea, że lew zjadł śledzia i wypił browara. Taka przenośna. Temat był dosyć pilny, bo maskotka miała mieć swój debiut już przed nowym sezonem. – Miało to być zrobione w miarę szybko, aby zdążyć na mecz z Villarrealem. Wchodził też nowy sponsor techniczny Adidas. A więc pierwszy mecz przed sezonem.
Rysunek graficzny został stworzony i pani z Torunia uszyła lwa. – Jechałem do Torunia i go odbierałem. Cena rynkowa była wówczas na poziomie 4 tys., a nas kosztował 1600. W poniedziałek, na kilka dni przed meczem, przywiozłem maskotkę do klubu. Musiałem się przebrać, aby dokonać prezentacji.
Maskotka wszystkim przypadła do gustu. I towarzyszy nieprzerwanie od sezonu 2010/11 na każdym meczu domowy.
– Po kilku latach do pracy w klubie przyszła jedna pani i chciała koniecznie przerobić naszą maskotkę tzn. zmienić głowę, nogi, brzuch, bo nie może robić fikołków. Jednak na szczęście nikt jej pomysłów nie podchwycił.
Wizyty maskotki Lechii w szkołach i przedszkolach
Po zmianach właścicielskich pojawiły się pieniądze na wykonanie drugiej maskotki, która miała swój debiut jesienią 2014 roku.
– Mieliśmy duże zapotrzebowanie na wizyty maskotki. Wizyty w przedszkolach czy szkołach, to nasz lechijny Lew był niejednokrotnie większą gwiazdą niż piłkarze, czasem nawet reprezentacji Polski.
Oprócz wizyt w placówkach dydaktycznych maskotka pojawiała się na lodowisku, festynach, urodzinach czy innych imprezach okolicznościowych. Było także kiedyś zaproszenia na wieczór panieński. – W okresie świąt jedna maskotka jeździła wszędzie i była potrzeba wykonania drugiej. A nie chcieliśmy nikomu odmawiać. Maskotka w przedszkolach robiła większe show i wrażenie na dzieciakach niż zawodnicy. Dzieci bardziej cieszyły się z widoku maskotki niż gości ubranych w dresy.
Jako ciekawostkę możemy podać, że podczas meczów latem przy wysokich temperaturach to osoba będąc maskotką można wypocić ok. 3 kg.
Dziś maskotka Lew, który nie doczekał się jeszcze imienia, urósł do symbolu Lechii Gdańsk.