Przejście z klubu mniej utytułowanego do tego bardziej to w futbolu rzecz powszechna. Jednak w kraju nad Wisłą wielu praktyków, teoretyków jak i ludzi utrzymujących się dzięki piłce nożnej chce z tego zrobić regułę. W myśl zasady – wyróżniasz się w naszej lidze, powinieneś iść do Legii (albo do Lecha). A przecież tak być nie musi. Zwłaszcza, gdy chodzi o ewentualny transfer z drużyny aktualnego lidera ekstraklasy.
Śmiesznie zabrzmiała w Gdańsku wypuszczona przez warszawski klub, a powielona przez dziennikarzy, informacja o zainteresowaniu Legii Lukasem Haraslinem, kluczowym graczem biało-zielonych. Oczywiście zupełnie przypadkowo wypłynęło to przed meczem na szczycie naszej ekstraklasy.
Lukas Haraslin
Faktycznie latem 2018 roku taka opcja wchodziła w grę, jednak Lukas, choć chwilę się zastanawiał nad zapytaniem ze strony Legii, postanowił zostać w Gdańsku. Obecnie jego transfer do Legii jest mniej więcej tak realny jak zwycięski powrót na ring Andrzeja Gołoty w walce o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Klasyczna warszawska wrzutka, mająca zdezorganizować gdańskie szeregi przed meczem na szczycie (choć gwoli sprawiedliwości byli w stolicy dziennikarze, przychylający się do wspomnianego wyżej porównania). Ziewamy, wymyślcie coś lepszego!
Śmieszna zagrywka warszawskich zgrywusów zainspirowała nas jednak do prześledzenia ruchów w obie strony. I interesującego wniosku, że lepiej na przeprowadzkach wychodzili ci, co ze stolicy przenosili się nad morze.
ROMAN KORYNT
Piłkarzem łączącym oba kluby w pierwszych latach powojennych był śp. Roman Korynt, który w CWKS odbywał służbę wojskową. Po zakończeniu służby z propozycją przyszedł do niego major:
– Chętnie byśmy obywatela tu widzieli na dłużej – powiedział żołnierskim tonem.
Na co Korynt z typową dla siebie swadą odparł:
– Obywatelu, odmeldowuję się. Stęskniłem się za morzem! – powiedział legendarny obrońca Lechii i po zdaniu munduru, wsiadł do pociągu w kierunku Trójmiasta. Swojego ruchu nie żałował, bo choć to Legia (a właściwie CWKS) odnosiła w jego czasach więcej sukcesów, to Korynt świetnie czuł się nad Bałtykiem i wielokrotnie podkreślał, że nigdy miejsca zamieszkania by nie zmienił na żadne inne.
Warszawiakiem z krwi i kości stał się za to Kazimierz Deyna, który do Warszawy trafił ze Starogardu Gdańskiego. O wychowanka miejscowego Włókniarza walczyła też Lechia, lecz okazała się wówczas za krótka w uszach. Mocniejsi biało-zieloni okazali się kilkadziesiąt lat później, gdy nie zgodzili się na odejście do Warszawy swojej największej gwiazdy – Abdou Razacka Traore.
Reprezentant Burkina Faso miał długo z tego powodu „muchy w nosie”, co odbijało się na jego boiskowej dyspozycji. Traore zaczął lepiej grać dopiero, gdy zespół objął Paweł Janas, kolejna osoba, łącząca oba kluby. W 2012 r. z nim na trenerskiej ławce Lechia pozbawiła Legię mistrzostwa (pamiętne 1:0 po golu Kuby Wilka), które w latach 1994-95 z nią sam zdobywał. Janas w 1994 r. sprowadził na Łazienkowską Tomasza Untona, za którego stołeczny klub zapłacił 950 ówczesnych milionów złotych, ratując budżet biało-zielonych, klepiących wówczas drugoligową biedę. Technicznie Unton stał się piłkarzem Pogoni Konstancin, tak samo jak utalentowani Marcin Mięciel i Grzegorz Szamotulski, którzy via Konstancin pod osłoną nocy niemalże trafili do Legii, w której z sukcesami występowali i do dziś z tym klubem się identyfikują. Inaczej niż Unton, który jednak swojego pobytu w Legii równie miło wspominać nie może.
Czasy nowych – niemiecko-szwajcarsko-portugalsko-cholera-wie-jakich – właścicieli Lechii to niespotykana wcześniej ofensywa transferowa biało-zielonych. Sygnałem to jej startu było zakontraktowanie Pawła Stolarskiego zimą 2014 roku. Utalentowany wychowanek Wisły Kraków, zaraz po osiągnięciu pełnoletności, związał się z Lechią, odrzucając m.in. mocne konkury Legii. Na Łazienkowską trafił ostatecznie kilka lat później, latem 2018.
W sierpniu po meczu Lechii z Miedzią Legnica Paweł szybko uciekł ze stadionu rzucając w kierunku dziennikarzy: – Widzę, że niektórzy wiedzą wszystko lepiej ode mnie. Nie ma tematu mojego odejścia do Legii.
Trzy dni później podpisał kontrakt w Warszawie. Tłumaczył, że chciał zmienić środowisko. Podziękowalibyśmy ci Paweł oklaskami na stojąco w niedzielę, jednak jest pewna przeszkoda. Całe spotkanie przesiedzisz pewnie na ławie. Chociaż życzymy Ci, byś zagrał.
Jeśli tak się stanie, będziesz miał pewnie wiele pracy. Na jednym skrzydle pewnie zagra Haraslin, a wielce możliwe, że na drugim szybszy od piłki będzie Konrad Michalak, który zamienił się ze Stolarskim miejscami. W Warszawie siedział przeważnie na trybunach, wypożyczono go do Płocka, a po powrocie oddano bez żalu do Gdańska, co na razie zaprocentowało u Konrada miejscem w młodzieżowej reprezentacji kraju.
Daniel Łukasik
Kilka meczów w dorosłej kadrze miał za sobą Daniel Łukasik, gdy przechodził z Legii do Lechii latem 2014 roku. Kosztował sporo – wersje są rozbieżne, najwyższa mówi o 800 tysiącach euro. Chodziły słuchy, że gdy trzeba było zapłacić ostatnią ratę, Lechia nie miała środków, dlatego do stolicy powędrował Stojan Vranješ. Bośniacki pomocnik, którego w Warszawie wystawiano nawet na stoperze, kompletnie przepadł i po jednym nieudanym sezonie odszedł do Piasta Gliwice. Był to akurat rok stulecia Legii i na własne oczy widzieliśmy zestawienia plasujące Vranješa w czołówce najgorszych transferów w historii „Wojskowych”.
Daniel (zwany też Damianem) Łukasik z kolei przez kilka lat kompletnie rozczarowywał, stając się ulubionym obiektem gdańskiej loży szyderców. Jego opalony manager usiłował znaleźć mu nowy klub, ale jak głosi stugębna plotka w Portugalii, na lotnisko nikt po niego wyszedł, bo myślano że przyleci Maciej Makuszewski. W końcu udało się „Miłego” upchnąć w niemieckim drugoligowcu Sandhausen, gdzie zmężniał, odżył piłkarsko i spotkał innego ex-grajka Legii i Lechii, Kubę Koseckiego.
Mało kto wie, że o krok o gry przy Traugutta był w roku 1987 ojciec Kuby, Roman. Na testy do Lechii przyjechało dwóch młokosów z Warszawy, Kosecki z Gwardii i Jacek Chociej z Ursusa. – Montowaliśmy ekipę na sezon 1987/88. Pamiętam to posiedzenie zarządu – wspomina jego ówczesny członek, Zbigniew Golemski. Kosecki sam się do nas zgłosił, ale był po ciężkim urazie kręgosłupa, w zarządzie byli wtedy doktorzy, nie chcieliśmy ryzykować. Poza tym Romek z tymi długimi do ramion włosami nie bardzo przystawał do tamtych czasów. Ale nie to było decydujące, a zdrowie, dlatego wzięliśmy Chocieja.
Rok później stary „Kosa” trafił do Legii stając się jednym z jej symboli, a potem zaliczył udaną karierę zagraniczną i reprezentacyjną.
Z kolei młody „Kosa” podpadł wojskowym kibicom, gdy nadmiernie (według nich) w szatni okazywał radość po wspominanej już przy okazji Pawła Janasa wygranej Lechii nad Legią 3 maja 2012 roku. Kuba nie zagrał, bo był jedynie do Gdańska wypożyczony z klauzulą zabraniającą mu gry przeciwko Legii (chyba, że za stosowną opłatą, na co się nie zdecydowano). W tamtym meczu, który pozbawił CWKS mistrzostwa, wśród gości zagrali m.in. Kuba Wawrzyniak, Dušan Kuciak i Rafał Wolski. W późniejszym czasie gracze Lechii, dwóch ostatnich aż do dziś.
Osobnym przypadkiem jest Ariel Borysiuk, który swój piłkarski czas w dużej mierze dzieli między Gdańsk i Warszawę. Jednak jego szanse, by zagrać w meczu na szczycie są mniej niż mizerne. Zupełnie przeciwnie niż Kuby Araka, który aż siedem młodzieńczych lat spędził przy Łazienkowskiej.
Jakie z tego wnioski? Większość piłkarzy, którzy zamienili Gdańsk na Warszawę (Vranjes, Unton, do tej pory Stolarski) – biorąc pod uwagę walor sportowy – raczej tego żałuje. Za to ci którzy przybyli zarabiać nad morze (Łukasik, Kuciak, Wawrzyniak) stali się bardzo mocnymi punktami Lechii, przeżywając nie raz renesans kariery.
W Lechii dziś też można się wypromować i z Gdańska wyjechać do mocniejszej ligi. Paweł Dawidowicz czy Vanja Milinković-Savić to tego najlepsze przykłady. A nie zapominajmy, że to Lechia przewodzi dziś tabeli i jest – stan na 8 grudnia 2018 – najbliższa zdobycia tytułu mistrzowskiego. To też argument nie do obalenia. Dobrze o tym wie Haraslin, którego kariera rozwija się w tempie iście ekspresowym i jak tak dalej pójdzie, już wiosną możemy oczekiwać jego debiutu w seniorskiej reprezentacji Słowacji.
Niewątpliwie pewne jest też jego odejście z Lechii. To tylko kwestia czasu i ceny. Ale gdy zmieni otoczenie to na to bliżej Lazurowego Wybrzeża (ma oferty z Włoch i Francji) niż Wybrzeża Gdyńskiego i Łazienkowskiej. Dziś, żeby trafić do zachodniej ligi, nie trzeba robić przystanku w stolicy. Jak próbuje się nam wmawiać od lat.