Z “Makaronem’ legendarnym kibicem Lechii Gdańsk powspominaliśmy historyczne i pełne spontanu czasy kibicowski związane w głównej mierze z Biało-Zielonymi. Darek “Makaron” dowodził fanami Lechii, gdy ta w latach 80. była słusznie uważana za klub “Solidarności”.
Zdobycie górki.
Wolf z Sopotu wszystkich trzymał, nie gadałem z nim za wiele, ale był kozaczek, małolaci go lubili, za nim w ogień szli. Mówię do niego: słuchaj Wolf, jedziesz ostatnią kolejką i zbierasz wszystkie niedobitki, żeby nikomu się krzywda nie stała. Ja pojechałem drugą, na pierwszą jakoś się nie załapałem. Przyjeżdżam na stadion, stoimy koło górki, trzeba wejść od kortów, ale się nie da, bo śledzie kamieniami rzucają. Naszych przyjechała następna kolejka, potem kolejna, jakiś tysiąc nas było. Ich pięć-sześć stów, ale byli wyżej i mieli kamienie poukładane. Przez tę kamionkę wśród naszych poszło hasło, że dziś siedzimy nie tam gdzie zawsze, tylko na górce. Wdarliśmy się, kto nie zdążył uciec do morza lądował w szpitalu, katowaliśmy ich strasznie. To był spontaniczne, gdyby Arka nie rzucała kamieniami pewnie poszlibyśmy na swoje miejsca. W przerwie meczu przyszedł taki pijany arkowiec patrzy i oczom nie wierzy: kur… moją górkę zajęli.
Byłem wtedy takim guru od dopingu, ale na tym meczu ping pong mi skoczył. Ten z jednej strony wyskakuje z Wałęsą, ten z Solidarnością, wkurzyłem się i mówię: od dziś jest tak, że pięć minut polityki i jedziemy wtedy na wszystkich. Sam osobiście będę skandował hasła. Stąd się wzięło słynne pięć minut dla polityki.
U nas też bywało ciekawie. Od lat 70. XX wieku zaczęły się zadymy. Pamiętam taki mecz przegraliśmy 0:1, Szybalski strzelił i wiatr wepchnął piłkę do bramki, w gazecie powinni wiatr wpisać jako strzelca gola. Żeby załapać się na wszystkie atrakcje o 7:30 wyszedłem z domu, na stadionie byłem o 8:15, niektórzy byli od 6 rano, mecz był o 12. Arki było jakieś pięć tysięcy, naszych dycha, śledzie siedzieli na łuku między zegarem, a trybuną krytą. Co chwila ktoś wyskakiwał i manewry były. Nie banda na bandę, ale po kilka osób z każdej strony się tłukło, śmiesznie to wyglądało. Płotek był taki do kolan, nie było problemem przeskoczyć.
Wiśnia
Odbudowę Lechii od A klasy przeżywałem bardzo, mój chrześniak grał, Łukasz Ciucias. Zajechali ich ten 1983 rocznik. Jako drugi polski klub wygrali Gothia Cup. Jaga była pierwsza, w ich barwach grali Citko, Piekarski, Lechia była druga. A klasa, liga juniorska, makroregion, kadra Polski Michała Globisza. Zajechali ich, jedyny który grał gdzieś wyżej to Mateusz Bąk, ale to bramkarz i się nie przemęczał. Ja ich wszystkich znałem od 10 roku życia, woziłem na mecze, blisko byłem z nimi. Tak jak Wiśnię, którego znam od dzieciaka, z różnych turniejów, zawsze był królem strzelców, pierwszy raz go widziałem to 10/11 lat miał.
Na wszystkie wyjazdy z nami jeździ. Do Gdyni w 2016 roku zabrał tego małego Serba – Kovacevicia. Po meczu trzeba było dowód do twarzy przyłożyć i policja robiła zdjęcie. Kovacević miał tylko w telefonie, więc go skręcili, za pół godziny puścili. Wystraszył się biedak. Nasze chłopaki podtrzymywali go na duchu: garowałeś w Polsce, szacunek!
Ja wtedy też nie pokazałem dowodu. – Proszę pana ja tu przyjechałem na mecz, nie na casting, ja nie jestem aktorem, chociaż może i wygląd mam – mówiłem im. – Niech mnie pan zamknie!
Puścili mnie, gdyby zamknęli, byłby dym.
400 wyjazdów
Kiedyś kibic znał terminarz ligowy tak samo dobrze jak rozkład jazdy pociągów, nikt się z nikim nie umawiał, nie to co teraz, gdzie trzeba każdemu fotel załatwić! Od 1971 roku jeżdżę regularnie, mam ponad 400 wyjazdów, nie liczę już tego, co to za różnica 420 czy 450? Wyjazdy tylko na Lechię, przejażdżek do Gdyni, czy gdzieś tu obok nie liczę, musi być co najmniej 100 kilometrów od domu.
Największy nasz wyjazd? Chyba w 1975 roku na Zawiszę do Bydgoszczy gdzie pojechałem z imprezy rodzinnej. Kuzyn się hajtał w Brzeźnie, dużym Fiatem pojechaliśmy na mecz, milicja nas zatrzymuje – panowie na mecz? Proszę tędy. Wszystkie parkingi były zawalone autokarami z Gdańska, kilkanaście tysięcy naszych, jakieś osiem tysięcy miejscowych. Cała prosta i łuk Lechii, druga prosta Zawiszy. Gdyby Lechia wygrała z Widzewem to by awansowała do I ligi, niestety był remis 1:1. Widzew wszedł i od razu Bońka wziął. Gdyby to Lechia weszła to my byśmy go wzięli na 100%, świetny zawodnik, miał dwie mocne propozycje z Lechii i Widzewa.
Na weselu jeszcze do rana się bawiłem. Wszyscy poszli na wagary, w soboty wtedy się też do szkoły chodziło. Autokary, auta, wszystkie pociągi pełne. Dopiero teraz ten wyjazdowy rekord został pobity na finale Pucharu Polski, ale pamiętajcie że to był mecz II ligi.
Feta po awansie w 1984 roku? Nie pamiętam, byłem zrobiony na pewno. Teraz 27 lat nie piję i żyję. A piłem dzień w dzień dla kurażu. Na każdym meczu mnie wtedy kręcili, byłem tak lany, chciałbym mieć tyle złotówek co dostałem pał w życiu. Przyjeżdżamy, dajmy na to, do Wałbrzycha – Makaron choć no tu. Znali mnie. Ma być spokój. Ja jestem od pilnowana porządku czy ty? Ty chcesz mi kolegium wsadzić że ja nie upilnuję 600 osób. A od czego wy jesteście?
Przyjeżdżamy do Elbląga, przychodzi taki SB-ek z Gdańska – Makaron żadne Solidarność i takie tam. Z tyłu pokazuję chłopakom, żeby już jechali, nagle z tyłu „Solidarność”, „Znajdzie się pała na du.. generała”. – Widzisz ja tu jestem, a oni krzyczą, może to twój kolega intonuje, wy prowokujcie czemu ja mam tego pilnować? Szukali mnie w pociągu z Gronowa, dziewczyny mnie schowały, gdyby nie one, zabiliby mnie wtedy.
Blizna
Stara Gwardia ma sympatię do Legii, ja po popisie sędziego Stefańskiego całą sympatię straciłem. Liczyłem w sezonie 2018/19 na mistrzostwo, Legia była słaba, ale nie czarujmy się: od meczu z Zagłębiem w Lubinie sędziowie tak kręcili to się w pale nie mieści. W Płocku nasz nie strzelił karnego, potem gol wpadł, a ten gwiżdże rękę. Ręka była, ale tego z Płocka nie naszego!
A propos Wisły, ale Kraków. Była zgoda z Wisłą, ale nie chodziłem na mecze z nimi, oddawałem karnet koledze, ani nie jeździłem do Krakowa. Nienawidziłem Wisły – w 1973 roku jechałem na mecz do Rzeszowa, w Tarnowie wiślak mnie kosą dźgnął w bok, w biodro, krew trochę poleciała. Na dworcu stały kosze, to go takim walnąłem, poleciał po milicję, kapuś. Milicjanci go wyśmiali, mówią temu typowi: nie rób wstydu naszej miejscowości, spałowali go. Papier przyłożyłem, zatamowałem krwotok, wszystko ok. Teraz już nie ma zgody to dwa razy się na mecz z Wisłą wybrałem.
W Lublinie zrobili mi tę bliznę na buzi. W 1975 roku, Lechia przegrywała 2:0 po 15 minutach, by ostatecznie wygrać 3:2. Nie było jak teraz że segregacja, ja siedziałem w czwartym rzędzie prowadziłem doping, a trzy rzędy pod nami Motor, ja mówię do jednego z nich: co się śmiejesz? Jeszcze przegracie. Ten z którym się kłóciłem wstał, myślałem że mi coś narysował długopisem, a on mi skalpelem rozciął policzek, patrzę a język mi bokiem wychodzi. Krew zaczęła sikać. Jak zacząłem smarować, nieważne Lechia czy Motor wszystkich lałem, jakiegoś ataku dostałem, kto pod rękę się dostał, taki Adam mnie złapał to się otrząsnąłem. Zaprowadzili mnie do szatni Lechii by mnie zszyli, tam Łazarek i cała drużyna. Szyją mnie, wchodzą psy z tym co mi to zrobił. Pytają mnie czy to on: nie, tamten był wyższy i miał jaśniejsze włosy. Spojrzał na mnie, cegłę spalił i poszedł. Pojechałem na pogotowie, ten z Motoru przyszedł na dworzec z kwiatami i z winem. Kwiaty dałem konduktorce, wino wypiłem i mu rozwaliłem na głowie, jesteśmy kwita.
Młyn prowadziłem od 1984 roku, w 1983 wyszedłem z wojska które trochę mi się przedłużyło. Młyn był na środku, było wszystko na spontanie. Stałem na środku, ale dajmy lewa strona coś zaintonowała to reszta podłapywała. Tak jak w Anglii. Kumpel był na Wembley, gdy Citko strzelił na 1:0 dla nas, cisza na stadionie. Uwierz mi, wstała babka 70 lat, coś zaintonowała, zaraz cały stadion śpiewał. Nie wiem jak to się stało, wszyscy się podłączają, jak kibice szkoccy śpiewający Flower of Scotland na rugby.
Teraz siedzę na dopingowej, jeszcze jeden taki mecz jak z Legią i przyrzekam że zawał i umrę.
Nie cierpię tego hymnu Lechii, ułożonego przez Tuska, Popielarza, Modzelewskiego, tego klubu kibica: o nasz, o nasz. Nie można tego zmienić? Takie ładne piosenki mamy. Czemu nie mogą być „Mury”? Legia ma „Sen o Warszawie”, „Mury” są nasze z Gdańska. Nie byłoby to piękne i symboliczne?
Puchar Polski
Do Piotrkowa to był cyrkowy wyjazd. Wszystko było na spontanie, żadnych specjali, tylko zakłady pracy jechały autokarami. Zresztą, do dziś nie wiem jak to się stało, że wróciłem autokarem. W pociągu spotkałem takiego Franka z Banditen Strasse, miał głos bardziej donośny niż tych dwóch teraz przez dwie tuby. W Łodzi jakoś mnie przetransportowali na pociąg do Piotrkowa. Przyjeżdżamy do Piotrkowa, kac gigant, nie było modnych dziś knajp sushi, ale strasznie suszyło, a tu do 13 zamknięte. Nas przyjechało łącznie siedem tysięcy, pociągiem jakieś dwa koła nas było. Przyjeżdża facet Żukiem – co nie macie co pić? Otwiera plandekę, miał win po sam sufit. Parę minut tych win nie było, pojechał na wiochę po nową dostawę. Zarobił, że przez dwa lata tyle nie miał. Wreszcie wybiła upragniona godzina 13. Wchodzę do sklepu, ekspedientka patrzy na nas i na kartkę: biało-zieloni Lechia, niebiesko-czerwoni Piast. I mówi: przez was bandytów z Gdańska jest teraz prohibicja. I jeszcze strajkujecie. Przez was jest bieda i nie ma pracy. Poważnie pani tak myśli? Przecież to nielogiczne, ale czerwona propaganda i marksizm nie takie łamańce ćwiczyły.
Chłopaki poszli od tyłu, skądś załatwili wódkę, ja wychodzę ze sklepu, stoi dwóch wąsów ze szkółki, ja z awanturą do nich: panowie jest 13 godzina nie chcą nam alkoholu sprzedać, no tak nie można!
– Nie ma żadnego alkoholu, jest prohibicja w całym Piotrkowie. Patrzę na nich, a między nimi stoi butelka wody brzozowej. Pani pozwoli tę brzozówkę, odkręciłem wypiłem dwa tygodnie mnie się potem odbijało to świństwo. Zaraz szczekaczka – zakaz sprzedawania czegokolwiek co jest na spirytusie!
Weszliśmy na ten stadion, ze dwie godziny do meczu, wyprowadzają jakichś dzieciaków grała Lechia Tomaszów Mazowiecki z Concordią o mistrzostwo województwa. Jak my krzyknęliśmy Lechia to tym chłopaczkom nogi się ugięły, gardła żeśmy pozdzierali. Lechia wygrała 1:0, pomyśleliśmy dobry znak, jedna Lechia wygrała to i druga wygra. Wszyscy zagorzali kibice pojechali do Piotrkowa, ale część wybrała obowiązek wobec ojczyzny i pielgrzymkę Ojca Świętego.
Żadnych zgód
W latach 80. wszyscy piłkarze mieszkali na mojej dzielnicy, na Chełmie. Najbardziej trzymałem ze śp. Rysiem Polakiem, Makaron załatw skrzynkę. W całym kraju nie można było kupić alkoholu przed 13, a na Chełmie przed 15, bo to był teren budowy, bloki powstawały. Wchodziłem bez kolejki, masz tu skrzynkę Rysiu.
Rysiu był najlepszym piłkarzem, Kruszczyński z 31 bramek 20 strzelił po podaniach Ryśka. Łazarek oddał Kruchego do Lecha, przyszli za niego Bąk i Oblewski dwie oliwy…
Najśmieszniejszy wyjazd gdy miałem gips od pasa w dół, całą nogę. Jak to się stało? Kumpel robił pożegnanie, miałem 4,1 promila, patrzę tramwaj jedzie na dworzec, nagle przyszło mi do głowy, że przecież jutro Lechia gra w Wałbrzychu. Pobiegłem na tramwaj, samochód mnie walnął, wylądowałem w szpitalu. A Lechia dopiero następnego dnia grała w Wałbrzychu, dni mi się pomyliły. Z kostki miazga, dobrze że lało, ślisko było, auto walnęło mnie zderzakiem, wszystko mi porozwalało ale przeżyłem. Innego razu pojechaliśmy mecz do Warszawy, stadion zmienili, to znaczy mecz przenieśli gdzie indziej.
Jak jechaliśmy do Koszalina na Gwardię w 1975 roku gdy sędzia dostał butelką w łeb to przecież mnie zamknęli, 3:1 przegraliśmy. Ja byłem z dziewczyną, ona mi na kolanach siedziała, myślałem że może walkowera dostaniemy, gdy boczny dostał butelką w łeb. Miejscowy z Koszalina mnie sprzedał. Podleciało trzech zawodników: Makowski, Zdzichu i ktoś jeszcze. Mówię do psa: weź tę butelkę tam są odciski palców, nie wziął. Dostałem 10 miesięcy, miałem 15 świadków, oni mieli jednego. Gdyby byli pewni dostałbym dwa lata odsiadki, a tak dostałem dziesięć miesięcy prac społecznych, 30 godzin miesięcznie, nie robiłem tego, musiałem zapłacić.
Na wiochy niewielu nas jeździło, Kryształ Stronie Śląskie – budzę się rano – gdzie ja jestem? Zdarzało się, że jeździłem sam. Z Mielca jak przegraliśmy 3:0 wracaliśmy z Makim 25 godzin, PKS-em do Rzeszowa, stamtąd do Mysłowic, jeszcze zmiana czasu była.
Do Turynu na mecz chciałem jechać, ale kartotekę miałem, nie było szans na paszport. Pojechało 40, 18 wróciło. Pojechali tacy dzisiejsi Janusze co mieli kasę, prawdziwych kibiców niewielu. Kibice nie mieli wtedy paszportów.
W połowie lat 80. ja ogarniałem wszystko, powiedziałem od razu, żadnych zgód nie chcę mieć, żeby ktoś stawiał picie itd., wszystkich lejemy. Pojechałem do Śląska, do takiego Szczurka we Wrocku, wódki i wina pod sufit, czy to sklep czy mieszkanie? Chcecie zgody to pijcie. Poszliśmy do Jaskuły, Lucka, dobre chłopaki, gdzie ja się będę z nimi bił? Przez Śląsk była zerwana z Ruchem. Przyjechaliśmy z Romkiem Zielińskim do Chorzowa na ten baraż, podchodziły czarne paznokcie: postaw piwo. Masz wypij sobie frajerze. Ale on jest ze Śląska, nie mamy zgody. Ale my mamy z nimi zgodę, jak mi się zachce to jeszcze dziś będzie kosa z wami. Oni przyjeżdżali i u nas pili 2-3 dni, my jedziemy tam: postaw piwo, powinni się chociaż postarać.
Odpuściłem doping gdy młyn się przeniósł pod zegar. Ja tam nie chodzę. Od lat 60. na prostej jest moje miejsce.
Nauczycielem moim był Tomasz Wołek. Był po historii, po złości go dali żeby nas uczył PO – przysposobienia obronnego. Zeszyty otworzyć, zapisaliśmy temat lekcji: zasłonił firany i filmy leciały, o tych zawodnikach z Argentyny myśmy wiedzieli wszystko. Co je na śniadanie każdy z nich, jak strzela i kiedy. On był ekspertem od piłki latynoskiej. Puszczał nam finał FA Cup West Ham v Fulham. Na dzielnicy West Ham, wszyscy od noworodka po 100-latka w barwach.
Lata 90. – fuzja była Lechia/Polonia grała we Wrocławiu przegrali 5:1 i mówię do ojca: patrz Lechia strzeliła bramkę, a ta szmata Polonia 5 straciła 🙂