Polska – Cypr to był pierwszy oficjalny mecz kadry w Gdańsku. Po rozczarowującym mundialu w Meksyku w 1986 roku na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski musiała nastąpić zmiana. Po raz pierwszy w historii rozpisano konkurs, zdaniem komisji najlepszą pracę napisał Wojciech Łazarek, w pokonanym polu zostawiając m.in. Leszka Jezierskiego, Huberta Kostkę, Andrzeja Strejlaua i Jana Tomaszewskiego.
Nowo wybrany papież czy prezydent USA rozpoczyna urzędowanie od objazdu po sojuszniczych stolicach, podobnym tropem poszedł selekcjoner. Łazarek zaczął kadencję eksperymentalnym remisem z Koreą Północną w Bydgoszczy, gdzie kiedyś trenował tamtejszego Zawiszę.
Eliminacje ME kadra rozpoczęła w Poznaniu, gdzie selekcjoner dwa razy z Lechem był najlepszy w kraju. Po dwóch rzutach karnych Dariusza Dziekanowskiego wygraliśmy 2:1 z Grecją. Bezbramkowy, heroiczny remis udało się wyszarpać w Rotterdamie z Holandią, gdy Zbigniew Boniek wcielił się w rolę stopera kryjąc startującego do wielkiej kariery Ruuda Gullita. Było optymistycznie.
Aż przyszła pora na Gdańsk, gdzie kadra nigdy wcześniej nie gościła. Selekcjonerami byli Ryszardowie Kulesza, Koncewicz czy Tadeusz Foryś, którzy trenowali Lechię ale nikt nie był tak związany z wybrzeżem jak Wojciech Łazarek, który dla biało-zielonych grał, potem dwa razy ich prowadził, za każdym razem zostawiając spory niedosyt. Za pierwszym razem w 1974 roku o zwolnieniu poinformował go gospodarz stadionu, za drugim zimą 1985 roku sam zawinął się do szwedzkiego Trelleborga, mimo że przychodząc na Traugutta jako trener roku zapowiadał sukcesy niczym z Lechem. No ale w Poznaniu miał wsparcie prywaciarzy, a nad morzem piętrzyły się problemy finansowe, które zbiegły się z pobytem słynnego „Nikosia” w puszce.
Koniec końców logiczne było, że pod kierownictwem Łazarka kadra po raz pierwszy w historii zagości nad morzem. I nie ma się co obrażać, że dopiero po czterech dekadach PRL, przecież północ kraju była zawsze słabsza piłkarsko od południa. Po dziś dzień z tych koronowanych na mistrza ligi piłkarskiej to Poznań jest miastem najdalej położonym na północ. Zresztą premierowe dwa razy pod wodzą Łazarka w latach 1983-84.
Kolejnym ukłonem w stronę gdańskiej publiki było powołanie na mecz z Cyprem obrońcy Marka Ługowskiego, wcześniej w meczach sparingowych sprawdzany był pomocnik Lechii Mirosław Pękala.
CYPRYJSCY KELNERZY
Ekipą cypryjską zajął się nie kto inny (by zacytować Dariusza Szpakowskiego komentującego wówczas mecz z Kazimierzem Górskim) tylko słynny szkoleniowiec Bobo Kaczmarek, wówczas II trener Lechii. Przybysze z Wyspy Afrodyty ulokowali się w Hotelu Posejdon (słabszym z greckiej mitologii przypominamy, że bogini była córką władcy mórz i oceanów). Czy schodzili do Piekiełka, którego bywalcami byli piłkarze ówczesnej Lechii? Nie wiadomo, ale Bobo pamięta, że materace były dla niech za miękkie, więc powyjmowali drzwi z futryn i powkładali je do łóżek.
Dzień przede meczem odbyło się spotkanie reprezentacji młodzieżowych. W rodzinnym mieście Kazimierza Deyny, niedalekim Starogardzie Gdańskim, nasza młodzież rozbiła Cypryjczyków 5:0. Największy „Deynolog” w naszym kraju, Stefan Szczepłek był na tym meczu i wspomina, że co najmniej taki wynik przewidywany była na Palmową Niedzielę, na mecz seniorów. Jeszcze większym optymistą był Mirosław Okoński, który przewidywał wynik 10:0! Były ku temu podstawy, gdyż rywal, jak na ówczesne realia był przysłowiowym „chłopcem do bicia”. Cypr wcześniej nie zdobył wyjazdowego punktu w meczach eliminacyjnych!
Wobec nieobecności Zbigniewa Bońka (zgłaszał chęć przyjazdu, ale gdy dzwonił do trenera, ten był akurat w Polmozbycie) to właśnie na występ wspomnianego Okońskiego, najbardziej czekała publika, która w komplecie wypełniła stadion 150 minut przed pierwszym gwizdkiem. „Mundka” wybrano drugim najlepszym graczem Bundesligi, był mega gwiazdą w Hamburgerze SV, więc postanowił zaszpanować i przyjechał nowym BMW. Nie do końca wiedział gdzie jest który przycisk, zamiast klimy włączył ogrzewanie i gdy dojechał nad morze był już ugotowany niczym krewetka. Miał się zagotować jeszcze bardziej.
Podczas przedmeczowego zgrupowania na obiektach gdańskiej AWF ktoś po piorunochronie dostał się do pokoju, który Okoński dzielił i skradł dokumenty, gotówkę, a na dodatek kluczyki do samochodu. Kolejne dni „Oko” spędził przy telefonie usiłując ściągnąć z Hamburga ściągnąć zastępcze auto.
“Jak się nie wiedzie to nawet przy pomocy świecy można dostać udaru słonecznego” pisał “Sportowiec” po meczu.
Z Okońskim nie udało nam się skontaktować, przed meczem Lecha z Legią, Król Poznania nie zwykł sięgać po słuchawkę i się rozpraszać.
Za to po jednym sygnale odebrał i długo ze szczegółami opowiadał Jacek Bayer, z drugoligowej wtedy Jagielloni Białystok. Dla „Dużego” (pseudonim boiskowy wziął się od wzrostu) był to pierwszy i ostatni mecz w kadrze pewnie dlatego wszystko zapamiętał, łącznie z długą drogą pociągiem z Radomia z II-ligowego meczu z tamtejszą Bronią. „Jaga” jak zwykle w tamtym sezonie wygrała 2:0, po bramkach Bayerów: „Dużego” Jacka (20 gol w sezonie) i „Małego” Darka. Piłkarze urodzili się w odstępstwie pięciu miesięcy, więc choć dziennikarze naciskali braćmi być nie mogli, takie pokrewieństwo łączyło ich ojców.
Dzisiejszy trener Sparty Augustów wyróżniał się w na drugoligowym froncie, jednak w kadrze byli uczestnicy Mundialu, nie śmiał marzyć o znalezieniu się na ławce, a co dopiero na boisku.
Wprowadzono go w 46. minucie za Jana Furtoka, przyjęto go przychylnie, bo Lechię z „Jagą” łączyły wtedy przyjazne stosunku. „Duży” zmarnował jedną doskonałą szansę, gdyby stało się inaczej kto wie, może zostałby w kadrze na dłużej?
LEPSZY NIŻ DZIEKANOWSKI
Polacy cisnęli, ale do siatki trafić nie mogli. Gdy już było mocni nerwowo w 66 minucie Dariusza Dziekanowskiego zastąpił grający drugi (i ostatni) mecz w kadrze Leszek Iwanicki z Widzewa. Jak wspomina Jerzy Chromik obsługujący tamten mecz dla „Sportowca” obie zmiany wywołały niemałe zdumienie na loży prasowej. Miał przecież na ławce m.in. Krzysztofa Barana, Ryszarda Tarasiewicza i…Marka Ługowskiego. Nazwisko tego ostatniego wielokrotnie skandowała publika: „Marek Ługowski jest lepszy niż Dziekanowski!”.
Ten ostatni, niczym Kazimierz Deyna na Stadionie Śląskim dekadę wcześnie, był niemiłosiernie wygwizdywany. Czemu? „Dziekan” był symbolem Warszawy i Legii znienawidzonej za podbieranie najlepszych zawodników konkurencji. Dodatkowo mecz odbywał się w bastionie „Solidarności”, a Dziekanowski w 1985 roku zaapelował w „Dzienniku Telewizyjnym” o udział w reżimowych wyborach co nie zostało zapomniane.
Czy na Lechię przyjeżdżała Legia czy tak jak wtedy, wyjątkowo kadra gdy tylko Dziekanowski dochodził do piłki, rozlegały się gwizdy i ryk „Na wybory!”.
Występ Okońskiego, sprawił, że lewonożny Włodzimierz Smolarek musiał wystąpić na prawym skrzydle.
– A co miałem się bronić u siebie z Cyprem? Po latach odpiera zarzuty Łazarek, który wystawił ultraofensywny skład z pomocnikiem Waldemarem Prusikiem na prawej obronie.
Polacy cisnęli niemiłosiernie, na poniższym skrócie można doliczyć się z 10 stuprocentowych sytuacji. Jednak nic wpaść nie chciało i sensacja stała się faktem. Cypryjczycy w Gdańsku mieli swoje Wembley.
Po meczu trener Łazarek wyglądał jakby postarzał się o 10 lat. Tak samo siedzący obok niego lekarz kadry Piotr Tomaszewski.
Wymyślano najróżniejsze tłumaczenia, najbardziej popularne to, że boisko było zbyt wąskie. Płyta stadionu przy Traugutta 29 miała 64 metry szerokości i była faktycznie najwęższa w ówczesnej Ekstraklasie, lecz i tak trudno racjonalnie wytłumaczyć przebieg i wynik tego meczu. Gdyby okradli wszystkich, Smolarek zagrał w bramce, selekcjoner w ataku, a wszyscy w nocy byli na weselu i tak powinni wygrać. Kolega po meczu czekał na autografy i był w szoku jak zobaczył, że Okoński jara szlug za szlugiem. Problemy motoryzacyjne to jedno, a dwie godziny bez fajki (na boisku nie wypada) to drugie.
Kadra była nieskuteczna niczym ówczesna drużyna Lechii. Przed meczem na mieście chodziły plotki, że to zawodnicy pierwszego zespołu będą podawać piłki, co miało być dla nich upokorzeniem i karą za to, że byli tak nieskuteczni że na 21 rozegranych do meczu z Cyprem spotkaniach trafili do siatki 13 razy.
Władza zapewne pamiętała solidarnościową demonstrację podczas meczu z Juventusem, dlatego ostatecznie obok juniorów rocznika 1975 na bieżni stali wyraźnie więksi juniorzy sekcji rugby. Ci pierwsi mieli podawać piłki, drudzy zrywać antypaństwowe transparenty.
Po meczu cypryjscy kibice (ze trzech? czterech?) zeszli na bieżnię i z cypryjską flagą zrobili po bieżni rundę wokół stadionu. Oklasków nie dostali raczej, ale zostali przyjęci całkiem przychylnie. Publika doceniła sukces Cypryjczyków oraz miała dość naszych po 90 minutach nędznej kopaniny.
CO BYŁO DALEJ?
Jagiellonia Białystok za trzy dni w obecności 30 tysięcy widzów zremisowała u siebie bez bramek ze Stalą Stalowa Wola. Z racji udziału Bayera w meczu z Cyprem spotkanie „Jagi” zostało przełożone na środek tygodnia, PZPN musiał zapłacić Totalizatorowi Sportowemu 250 tysięcy kary za odwołanie meczu, który wypadł z zakładów. Białostocczanie wygrali drugą ligę z rekordową 15-punktową przewagą, Jacek Bayer z 23 golami został królem strzelców, a na Podlasie po raz pierwszy w historii zawitała Ekstraklasa.
Mirosław Okoński zarobił kupę kasy w Niemczech, potem w AEK Ateny. Gdy wrócił do Poznania otworzył knajpę. Koledzy nie płacili, potem przychodzili koledzy kolegów itd. „Okoń” nie potrafił odmawiać, po 3 miesiącach interes trzeba było zamknąć.
Przed meczem z Cyprem kadra Łazarka była niepokonana, potem zaczęła przegrywać taśmowo. Jeszcze w kwietniu poległa pod Akropolem, za miesiąc w Budapeszcie i awans do Mistrzostw Europy trzeba było odłożyć na później. Grupę eliminacyjną wygrali Holendrzy, którzy potem triumfowali na boiskach RFN.
W Gdańsku kolejny mecz reprezentacji rozegrano dopiero w 2011 roku z Niemcami, już na innym stadionie. No chyba, że liczyć mecz kadry z Eintrachtem Frankfurt w 1990 roku podczas Solidarity Games.
Ten mecz był początkiem szyderstw z reprezentacji, które skończyły się dopiero po awansie ekipy Jerzego Engela na mundial półtorej dekady później. W międzyczasie niemal doszło do jeszcze większego blamażu, gdy dopiero gol Furtoka strzelony ręką zapewnił wygraną z San Marino w Łodzi.
Dariusz Dziekanowski kilka lat później był przymierzany do Lechii/Olimpii, zapytany czy pamięta gwizdy odrzekł: „nie grzebmy w trupach”.
12.04.1987 Gdańsk, Stadion Lechii
Polska – Cypr 0:0
Polska: J. Kazimierski, W. Prusik, P. Król, D. Wdowczyk, J. Urban, J. Wijas, D. Dziekanowski (L. Iwanicki 66), J. Karaś, M. Okoński, J. Furtok (J. Bayer 46), W. Smolarek.
Cypr: A. Charitou, C. Miamiliotis, C. Pittas, N. Pantziaras, D. Misos, Y. Yiangoudakis, P. Savva, P. Marangos, G. Savvides, F. Nicolaou, M. Tsingis (K. Pantziaras 85).
Sędzia: Ruokonen (Finlandia)
Widzów: 35,000
Alfabetyczne podziękowania dla: Jacek Bayer, Jerzy Chromik, Marcin Gałek, Józef Gładysz, Rafał Hurkowski, Roman Józefowicz, Bogusław Kaczmarek, Wojciech Łazarek, Maciej Mikułko, Radosław Nawrot, Ryszard Polak, Jakub Staszkiewicz, Nenad Stoković, Stefan Szczepłek, Zbigniew Zalewski.