Od czasu przejęcia naszego klubu przez niemiecko-portugalsko-szwajcarsko-nie-wiadomo-skąd konsorcjum jego władze sprawiły nam wiele średnich jakości żartów, ale ten był wyjątkowo nieśmieszny. 1 września 2015 roku w rocznicę niemieckiej agresji na Polskę trenerem Lechii został Niemiec właśnie Thomas von Heesen (w skrócie TvH), który zastąpił Jerzego Brzęczka.
Jak głosiła stugębna plotka do siedziby klubu nowego szkoleniowca podrzucił niedoszły wcześniej trener Lechii, Tomasz Hajto. Inna pogłoska głosiła, że Niemiec miał jakieś rozliczenia finansowe z prezesem biało-zielonych stąd jego angaż. Fakty są takie, że TvH w początkowym etapie po przejęciu klubu był przedstawiony jako „inwestor” , a trenerem miał zostać już po zwolnieniu Michała Probierza. Ostatecznie drużynę wtedy objął Ricardo Moniz, który nie ukrywał że za jego zatrudnieniem stał właśnie TvH.
Grzegorz Wojtkowiak w wywiadzie (całość tutaj) powiedział nam, że: – Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jest przypadkową osobą, że kręcił się wcześniej wysoko. Może stąd takie zachowanie, może czuł się na tyle mocny?
Atutem Niemca miało być to, że nie znał gdańskich piłkarzy, bo niby skąd? To miało dać każdemu czystą kartę i równe szanse. Jedyny którego znał to Miloś Krasić, który przyszedł kilka dni przed TvH. Jedno z pierwszych spotkań trener wykorzystał by wziąć podpis od „Kraso” dla kogoś z rodziny, później nie było między nimi różowo, a von Heesen kilkakrotnie mocno przeczołgał Serba w mediach.
Zresztą to było charakterystyczne dla jego kadencji – brak szczerych rozmów z piłkarzami w szatni, a komunikowanie się z nimi przez media. Im bardziej znany – tym lepiej. Krasicia oskarżył, że wychodzi na trening w niezawiązanych butach, a tak naprawdę przyczyna była prozaiczna – W czasach gry w CSKA Moskwa Krasić odmroził sobie palce i od tego czasu wiecznie miał problemy ze stopami. W czasie jednego treningu potrafił kilkakrotnie zmieniać obuwie.
Poza Milosem na „ofiary” von Heesen wybrał sobie reprezentantów Polski – Sebastiana Milę i Sławomira Peszkę.
Już na pierwszy mecz, w którym prowadził Lechię, TvH posadził Sebastiana Milę nawet nie na ławce….a na trybunach. Czyżby miał „Rogerowi” za złe, że strzelił gola jego rodakom na Stadionie Narodowym rok wcześniej? Tu chyba dochodzimy do sedna. Jeśli ktoś po odzyskaniu wolności w latach 90. XX wieku tak jak my zyskał dostęp do telewizji satelitarnej, poza golizną na PRO7 mógł również na RTL, a później na SAT1 podziwiać rozgrywki Bundesligi. Jeśli ktoś śledził je w miarę uważnie na 100% musiał zwrócić uwagę na numer 10 w Hamburgerze SV, z którym występował nasz bohater. Grał bardzo elegancko, dostojnie, jego drużyna biła się o najwyższe lokaty w lidze, a w 1983 roku okazała się najlepsza na kontynencie wygrywając Puchar Europy czyli dzisiejszą Ligę Mistrzów. W półfinale Juventus Turyn pokonał łódzki Widzew, a w finale musiał uznać wyższość HSV. W karierze TvH zabrakło jedynie przysłowiowej „truskawki na torcie”, a mianowicie występu w reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów. Bywalcy treningów przy ulicy Traugutta 29 twierdzili, że mimo upływów lat to wciąż gryzło TvH.
Sebastian Mila był wtedy regularnie powoływany do kadry przez Adama Nawałkę, w której jak się śmiał grał więcej i częściej niż w Lechii.
– Wróciliśmy z kadry, stoimy w grupie i von Hessen mówi: jakbym miał córkę, której nie mam, chciałbym żeby miała takiego męża jak ty. Potem z kolei mówił: Sebastian, i don’t why, but i like you.
Inny z piłkarzy wspominał z kolei: – Nie kupił kompletnie drużyny, nie było chemii, wszyscy mieli respekt, wszyscy się go bali, robił co chciał, za mordę wszystkich chwycił. Kilka meczów wygraliśmy, bo mieliśmy piłkarzy z jakością. Dla dziennikarzy to był świetny czas, bo on rozmawiał z nami przez media, dowiadywaliśmy się z konferencji, podkurwiał nas! Po Brzęczku który cały czas nas bronił to była diametralna odmiana.
Jedynym sukcesem TvH była wygrana na wyjeździe 3:0 z Jagiellonią, prowadzoną wtedy przez Michała Probierza, który wyjątkowo się na von Heesena szykował, sądząc nie bez podstaw, że to przez niego musiał odejść z Lechii.
Treningi było bardzo ciężkie, natomiast drużyna nie do końca wiedziała co trener chce uzyskać. W ostatnim meczu swej kadencji w Szczecinie Maciej Makuszewski (który został mianowany kapitanem) grał na obu skrzydłach, na „10” i w ataku. Jedynego napastnika na placu Grzegorza Kuświka, zastąpił jego imiennik, obrońca – Wojtkowiak. Wszystko na nic, w doliczonym czasie gry Rafał Murawski zdobył bramkę i Pogoń wygrała 1:0. Na pokładzie samolotu do Gdańska, żegnały go białe chusteczki, którymi wymachiwali co bardziej dowcipni członkowie ekipy. TvH został zastąpiony przez swego asystenta Dawida Banaczka, pod wodzą którego drużyna wygrała dwa mecze. Trzeci przegrała w Łęcznej z Górnikiem 1:3. Zapytaliśmy „Banasia” co się stało, na co on: – To nie ja prowadziłem drużynę, to Jurgen! Faktycznie do protokołu wpisany był Jurgen Radschuweit, inny z asystentów TvH, jako że Banaczek nie miał wtedy odpowiedniej licencji. W ten sposób Dawid jest jedynym w historii trenerem Lechii z niepokalanym bilansem, brawo!
Jak była kadencja niemieckiego szkoleniowca? Nijaka i słaba, trwała trzy miesiące, w 11 meczach Lechia zdobyła 11 punktów, a von Heesen został pożegnany bez żalu, a przez niektórych z wyraźną ulgą.