LechiaHistoria.pl
Archiwa
  • marzec 2023
  • luty 2023
  • styczeń 2023
  • grudzień 2022
  • listopad 2022
  • październik 2022
  • wrzesień 2022
  • lipiec 2022
  • maj 2022
  • kwiecień 2022
  • marzec 2022
  • luty 2022
  • grudzień 2021
  • październik 2021
  • wrzesień 2021
  • lipiec 2021
  • maj 2021
  • kwiecień 2021
  • marzec 2021
  • luty 2021
  • grudzień 2020
  • listopad 2020
  • październik 2020
  • wrzesień 2020
  • sierpień 2020
  • czerwiec 2020
  • maj 2020
  • kwiecień 2020
  • marzec 2020
  • luty 2020
  • styczeń 2020
  • grudzień 2019
  • listopad 2019
  • październik 2019
  • wrzesień 2019
  • sierpień 2019
  • lipiec 2019
  • czerwiec 2019
  • maj 2019
  • kwiecień 2019
  • marzec 2019
  • luty 2019
  • styczeń 2019
  • grudzień 2018
  • listopad 2018
  • październik 2018
  • wrzesień 2018
  • lipiec 2018
  • czerwiec 2018
  • maj 2018
  • kwiecień 2018
  • marzec 2018
  • styczeń 2018
  • grudzień 2017
  • listopad 2017
  • październik 2017
  • wrzesień 2017
  • sierpień 2017
  • lipiec 2017
  • czerwiec 2017
  • maj 2017
  • kwiecień 2017
  • marzec 2017
  • luty 2017
  • styczeń 2017
  • grudzień 2016
  • listopad 2016
  • październik 2016
  • wrzesień 2016
  • sierpień 2016
  • lipiec 2016
  • czerwiec 2016
  • maj 2016
  • kwiecień 2016
  • marzec 2016
  • luty 2016
  • styczeń 2016
  • grudzień 2015
  • listopad 2015
  • październik 2015
  • lipiec 2015
Kategorie
  • artykuły
  • Blog
  • Historia Lechii EXTRA
  • jedenastka
  • kalendarium
  • kibice
  • Lech Poznań
  • Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze
  • Lechia Gdańsk vs Jagiellonia Białystok
  • Lechia Gdańsk vs Korona Kielce
  • Lechia Gdańsk vs Legia Warszawa
  • Lechia Gdańsk vs Miedź Legnica
  • Lechia Gdańsk vs Piast Gliwice
  • Lechia Gdańsk vs Widzew Łódź
  • Lechia Gdańsk vs Zagłębie Lubin
  • Lechia Gdańsk vs. Cracovia
  • Lechia Gdańsk vs. Pogoń Szczecin
  • Lechia Gdańsk vs. Śląsk Wrocław
  • Lechia Gdańsk vs. Wisła Kraków. Historia meczów
  • Lechia Gdańsk vs. Wisła Płock (mecze)
  • Lechia vs Arka Gdynia
  • Lechia vs. Stal Mielec
  • ludzie Lechii
  • Mecze Lechii
  • moja Lechia
  • piłkarze Lechii
  • plebiscyt
  • podcast
  • Prezesi Lechii Gdańsk
  • quiz
  • Stadion
  • top
  • trenerzy Lechii
  • zestawienie
Meta
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org
Lechia Historia
Lechia Historia.pl
  • Home
  • Artykuły
    • trenerzy Lechii
      • Trenerzy Lechii – zestawienie wszystkich
    • Historia Lechii EXTRA
    • moja Lechia
    • plebiscyt
    • top
    • zestawienie
    • Śpiewnik Lechii
  • Mecze
    • Arka Gdynia
    • Cracovia
    • Lech Poznań
    • Legia Warszawa
    • Piast Gliwice
    • Pogoń Szczecin
    • Stal Mielec
    • Śląsk Wrocław
    • Wisła Kraków
  • Piłkarze
    • Skład Lechia Gdańsk (kadra I zespołu)
  • Stadion
    • Traugutta 29
  • Biografie
  • Sklep on-Line
    • Odbierz Prezent
  • News
7K Fanów
0
57
  • artykuły
  • Historia Lechii EXTRA
  • piłkarze Lechii

Tomasz Unton: Duży fiat na pokładzie samolotu

Tomasz Unton rozegrał ponad 200 oficjalnych meczów w biało-zielonych barwach i zdobył prawie 40 bramek. Jednak gołe liczby nie oddają w pełni roli jaką w Lechii na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia. Był kapitanem, najlepszym zawodnikiem, nadzieją na lepsze jutro, wreszcie skarbem, który trzeba sprzedać by przeżyć. Zapraszamy na obszerną rozmowę z Tomaszem.

Pochodzisz ze sportowej rodziny.
Tomasz Unton: – Tata grał w piłkę nożną, a mama w ręczną w Pogoni Szczecin. Tam się urodziłem, tata wówczas grał w Arkonii. Ojciec grał w I i II lidze, za młodu był powoływany do reprezentacji juniorskich, grał m.in. z Kazimierzem Deyną. Z boiska go nie pamiętam, jedynie z treningów na które mnie zabierał. Moją zabawką była piłka, z racji tego co działo się w domu. Inne rzeczy mnie nie interesowały, jak dostałem pod choinkę coś innego niż gadżety sportowe to wigilia była nieudana. Wszyscy koledzy ojca z tamtych czasów z boiska to dla mnie wujkowie.

Jesteś wychowankiem Arki.
Tomasz Unton: – To był przypadek. Ojciec Roberta Tandeckiego, grał z moim ojcem, zapytał czy nie chcę przyjść. Mieliśmy blisko, mieszkaliśmy na Płycie Redłowskiej, więc poszedłem. Jako 16-latek, przed sezonem 1987/88 trafiłem do Lechii.

Przypłaciłeś to karencją.
Tomasz Unton: – Arka chciała 8 milionów złotych, a Lechia chciała płacić tylko 3. Wtedy były widełki: I liga – 15 mln, II – 8, III – 3 mln. Lechia wychodziła z założenia, że Arka jest w III lidze, a Arka uważała, że jest w II. Lechia wystąpiła o skrócenie karencji i po pół roku karę zawieszono. Przez 6 miesięcy grałem jedynie w reprezentacji juniorów, nie mogłem w jakichkolwiek klubowych rozgrywkach młodzieżowych. Ale trenowałem i byłem przy I zespole.

Skąd w ogóle się wzięła Lechia?
Tomasz Unton: – Arka spadła do III ligi, a tu była ekstraklasa. Bobo Kaczmarek był wtedy asystentem Zbigniewa Kociołka. Wpadłem w oko i mnie ściągnęli.
Od razu trafiłem do drużyny seniorów, pojechałem na obóz letni do Zgierza. Wciąż chodziłem w Gdyni do I LO, rano wychodziłem do szkoły, potem kolejką jechałem na trening, wieczorem wracałem, był to ciężki okres, ale udało mi się pogodzić naukę z piłką. Skończyłem AWF i dzięki temu mogę być trenerem.

Miałeś w Gdyni jakieś problemy, że przechodzisz do Lechii?
Tomasz Unton: – Były, oczywiście. Śmieszne to było. Dziś telefon komórkowy ma każdy, a kiedyś stacjonarnego nawet nie było. Wtedy działacze Arki chcieli założyć nam telefon. Ale ojciec powiedział, że jeśli taka jest decyzja Tomka to nic nie będziemy odkręcać. Wiadomo, że gdzieś jakieś antypatie mnie spotykały. Nawet niedawno miałem taką sytuację, że siedziałem w pubie nad morzem, podpici klienci rozpoznali mnie i ruszyli. Akcja była dziwna jak na standardy XXI wieku.

Wtedy niektórzy się na mnie poobrażali, ale ci normalni pewnie zdali sobie sprawę, że takie jest życie.

Przychodzisz do Lechii jako 16 latek, w szatni Puszkarz, Kupcewicz…
Tomasz Unton: – Gwiazdy. Mirek Pękala, Bolo Oblewski, Rysiek Przygodzki. Teraz wejście do szatni jest zdecydowanie łatwiejsze.
Wchodziłem to mówiłem dzień dobry. Miałem wyczucie sytuacji, nie szukałem na siłę kolegów, nie spoufalałem się. Broniłem się umiejętnościami. Starsi widzieli, że przyszedł ktoś, kto na siłę tutaj nie jest i w dziadku sobie radzę. Pamiętam, że na obozie wówczas siedziałem przy jednym stoliku z Januszem Kupcewiczem, Maćkiem Kamińskim, Jasiem Stawarzem i byłem tym, który ten stolik obsługiwał. Zdawałem sobie sprawę, że jest różnica wieku, a Zdzisław Puszkarz mógłby być moim ojcem. Różnica 20 lat. Czułem się zaakceptowany, nie musiałem się rozbierać na gaśnicy. (śmiech)

Pamiętasz debiut w ekstraklasie?
Tomasz Unton: – Dostałem kwadrans na rozpoczęcie wiosny z Lechem Poznań, wszedłem za Puszkarza, który w tym meczu strzelił bramkę, dał taką świecę, a bramkarz Lecha łapał, łapał tę piłkę, aż wpadła do siatki.

Tamtej wiosny zagrałeś 8 razy na 15 spotkań, nieźle jak niepełnoletniego.
Tomasz Unton: – Nie byłem pierwszym wyborem trenera, ale na zmiany wchodziłem. Uważałem wtedy, że to jest sukces jak na taki wiek.
Miałem jeden niefortunny występ ze Stalą Stalową Wolą. Zamiast wybić piłkę, chciałem cwanie zagrać do Stawarza. Janusz został w bramce, piłka zatoczyła się na 5 metrze, Sajdak wybiegł, przeczytał to zagranie, uderzył i 1:0 dla gości. Nigdy w życiu tak się nie czułem, najlepiej wkręciłbym się w ziemię, żeby mnie nie było. Byłem ugotowany. W 32 minucie dostałem „wędkę”. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. Później człowiek uodparnia się na takie rzeczy i na stres.

W feralnych barażach z Olimpią Poznań nie powąchałeś murawy.
Tomasz Unton: – Siedziałem na ławce. Różne rzeczy się słyszało później o tych meczach. Nie mi to oceniać, nikt nikogo nie złapał za rękę. Może gdyby to były czasy późniejsze, to by wyszło?

Jak wówczas wyglądał klub organizacyjnie? Minęła już euforia związana z Pucharem Polski i awansem. Lechia nie była nigdy postrzegana jako krezus finansowy.
Tomasz Unton: – Były różne zawirowania, jednak ja tego aż tak nie odczuwałem. Nie miałem żadnych zobowiązań, mieszkałem z rodzicami. Za te pieniądze mogłem pomóc bratu, kupić jakiś prezent rodzicom. Czy dostałem kasę z opóźnieniem nawet miesięcznym, to nie miało znaczenia. W innej sytuacji byli ci co utrzymywali rodziny. Pamiętam różne rozmowy w szatni, ja byłem z boku.

Z kim z tej ekstraklasowej drużyny byłeś najbliżej?
– Był Jacek Frąckiewicz, który był tylko rok starszy ode mnie, był Piotrek Prabucki.

Frąckiewicz wyjechał do Niemiec, ty nie miałeś takich propozycji?
– Pojechaliśmy na turniej do Szwajcarii, gdy miałem 16 lat, w trzech mieliśmy zostać. Nie będę mówił kto, ale grali później w ekstraklasie. Komuna, 1986 rok, u nas nic nie było. A tam, w Lugano świat i życie kolorowe. Dużo Polonii się kręciło, jakieś kieszonkowe dla nas zbierali. Zastanawialiśmy się, jednak zdecydowaliśmy się wrócić. Siedziałem potem w szkole, patrzę przez okno i myślę sobie “co ja tu robię, jak mogłem być tam”. Jednak z perspektywy czasu nie żałuję decyzji powrotu.

Po spadku cały czas mieliście mocny skład: Pękala, Nowicki, Kamiński.
– Niby tak, bo zostali zawodnicy, którzy grali w I lidze. Jednak każdy był myślami jakby w innym świecie, każdy z nich myślał o swej przyszłości. Nie było klimatu by Lechia wróciła do ekstraklasy.

Bez odpowiedniego zaplecza finansowego nie było o czym marzyć. Gdy skończyła się komuna było coraz gorzej. Skończyły się państwowe finansowanie sportu, zaczęła się prywatyzacja, każdy liczył grosz. Doszło do tego, że czekaliśmy na pieniądze, by zatankować paliwo na mecz wyjazdowy.

Gdy trenerem został Bogusław Kaczmarek z jednego z najmłodszych zawodników stałeś się jednym z bardziej doświadczonych.
– Pamiętam, że redaktor Gebert z Radia Gdańsk przestał wymieniać mnie w gronie młodych zawodników tylko już byłem ten doświadczony. W pomocy mając 21 lat byłem najstarszy: obok Rafał Kaczmarczyk, Sławek Wojciechowski, Mirek Giruć czy Młody Bobo. Z dzisiejszej perspektywy mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, bo wcześnie zaczęliśmy grać w lidze. Gdybyśmy byli w bogatszym klubie to nie wiadomo co by było. Jak to u młodzieży, skoki formy były diametralne.
Przez biedę nie można było nikogo ściągnąć, później ten zespół dojrzał i za Adama Musiała byliśmy w czubie i walczyliśmy o ligę. Zabrakło może lepszej organizacji, ale tak zawsze było w Lechii, że czegoś brakowało.

Tomasz Unton i Sławomir Wojciechowski
Tomasz Unton i Sławomir Wojciechowski

Aż tak źle wam się nie powodziło, bo na mecz z Miedzią do Legnicy polecieliście samolotem.
– W ginącym Układzie Warszawskim, pierwszy raz polski samolot wylądował na lotnisku w Legnicy, było to lotnisko wojsk radzieckich. Prezesem Lechii był pułkownik Oficjalski i to on wydał rozkaz, by samolot desantowy poleciał z Pruszcza do Legnicy. Takim samym samolotem leciałem na mecz do Wrocławia w I lidze. Dla wszystkich nas to było spore przeżycie. Raz na pokładzie samolotu mieliśmy przypiętego pasami dużego fiata. Można? Można.

Trener Kaczmarek dbał o was jak ojciec najlepszy.
– Kiedyś nie było tylu możliwości jak dzisiaj, żeby zadbać o zawodnika. Trener jednak nie dawał za wygraną, szukał, załatwiał, on taki już był i wciąż jest. Gdzieś dostawaliśmy z darów witaminy, trener dbał byśmy w poniedziałek mieli odnowę. Chodziliśmy do Mariny, mieliśmy basen, saunę, masażystów.
Sprzęt mieliśmy przedziwny, każdy wychodził w swoim na trening, istny „Klub Kukuła”. Nawet jak graliśmy mecze, to mieliśmy jeden komplet sprzętu, niby fajnie, ale getry z innej parafii. Buty każdy musiał sam sobie załatwić gdzieś. Dziś można pouzupełniać suplementy, minerały, są badania krwi, każdy wie czy zawodnik jest zmęczony czy nie. Kiedyś odbywało się to na nosa.

Kadencja trenera Kaczmarka w 1992 roku kończy się mało chlubnie meczem z Pogonią, dookoła którego narosło wiele podejrzeń.
– Siedziałem na trybunach. Miałem kontuzję. Dwóch zawodników po tym meczu zostało odsuniętych. Minęło już 25 lat. Nie chcę rozdrapywać tego, choć uważam, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

Było dla was zaskoczeniem, gdy trener Kaczmarek zrezygnował i wskazał Adama Musiała jako swojego następcę?
– Był wybitnym piłkarzem. Nie mówię złego zdania o nim jako o człowieku. Szanuję go. Ale my wszyscy byliśmy w szoku jakie były treningi, o co tutaj chodzi. Tu wszystko było z kapelusza, w porównaniu z tym jak trener „Bobo” miał swoje schematy.
U Musiała szliśmy na przykład biegać po schodach i każdy miał różne buty: wkręty metalowe, lanki. A wiadomo, że na takie zajęcia zakłada się buty do joggingu.

Gdy pojawiła się FC Lechia odczuliście to finansowo i organizacyjnie?
– Mieliśmy pensje w czołówce II ligi. Odbieraliśmy je co 15 dni, pensje i premie. Był taki Chase Bank w Gdańsku, tylko piłkarze tam przychodzili. Nikogo innego tam nie widziałem. Po jesieni było trzecie miejsce i szansa na awans. Ale wówczas podczas wigilii klubowej Adam Musiał wstał, powiedział “skończyły się pieniądze” i to był jasny dla nas sygnał.

Mieliście wesoło z trenerem Musiałem.
– To był facet, który mimo średnich metod trenerskich, czuł piłkarza, nigdy go nie skrzywdził. Byłem wtedy kapitanem drużyny, często rozmawialiśmy i mogę powiedzieć, że to był facet, który miał jaja.

Kiedyś rano wchodzę na trening, on woła mnie do siebie, jak fotograf? Nie wiedziałem o co chodzi.
A było tak: poprzedniej nocy prawie całym zespołem byliśmy w Balladynie, następnego dnia w „Wieczorze Wybrzeża” na pierwszej stronie była czarna plama z podpisem: “tu miało być zdjęcie jak się bawią piłkarze Lechii”.

Była impreza, alkohol na stole i ktoś zrobił zdjęcie. Złapaliśmy tego fotografa, wyciągnęliśmy mu film, więc wszystkie zdjęcia miał prześwietlone, by nie było śladu.
O 1 w nocy trener Musiał miał telefon czy wie, gdzie się bawi jego zespół.

Gdy wyjaśnił, że o wszystkim wie, mówię mu: wszystko załatwione, fotograf żyje. Przyszedł do szatni i się pyta zespołu: gdzie byliście? Ci którzy byli w domu grzecznie spali mieli trening, a ci którzy niesportowo spędzali wieczór musieli dojść do siebie w saunie. To było pozytywne, czuł piłkarzy.

Miał też swoje humory.
– Kiedyś przegrywaliśmy na Miedzi 3 czy 4:0 do przerwy, wyszedł ze stadionu i pojechał do domu, bo okazało się, że ma pociąg i musi jechać. Zespół został.

Tydzień wcześniej graliście legendarny wręcz mecz ze Stilonem Gorzów. Remis 4:4.
– Traciliśmy bramki co wynikało z ustawienia w jakim graliśmy. Graliśmy trójką z tyłu, piątką w środku i dwóch w ataku. I co traciliśmy piłkę, to przeciwnik jechał jeden na jeden.
Ja grałem z Wojciechem po lewej stronie, on bliżej środka, jak w pewnym momencie znalazłem się za osią boiska po prawej stronie to dostałem opieprz od trenera. Miałem tej linii nie przekraczać, nikt mi nie powiedział wcześniej.

Ze Stilonem było trochę szczęścia i złości, która była w nas. Że u siebie przegrywamy 0:4 do przerwy. Mi było wstyd. Widziałem, jak kibice wychodzili ze stadionu. Dobrze, że niektórzy się zatrzymali się przy kiełbaskach. Jeszcze nie wyszli, jak Karol Sobczak strzelił pierwszą bramkę. Gdyby przedłużono ten mecz to jeszcze byśmy wygrali.

Niedawno członkowie srebrnej drużyny olimpijskiej świętowali ćwierćwiecze od medalu w Barcelonie. Ty byłeś na wcześniejszym etapie w tej drużynie.
– Wyleciałem rok przed Olimpiadą, po zgrupowaniu w Malezji. Trener Janusz Wójcik zrobił mi awanturę w samolocie, że podpisałem kontrakt latem z Lechią. Jak mogłem podpisać kontrakt bez jego zgody? Nie wiedziałem o co chodzi. Ale później się zorientowałem, że nad każdym kontraktem, on trzymał pieczę, podobnie jak nad transferem. Może byłem też za słaby piłkarsko?

Mecz z Bałtykiem w marcu 1992 to jedyna twoja czerwona kartka?
– Jeszcze kiedyś w Niemczech, kopnąłem wtedy Niemca w tyłek.
Z Bałtykiem mogliśmy do przerwy prowadzić 3:0, przegraliśmy ostatecznie 1:5. Pamiętam fajną atmosferę, a po roku czy dwóch dowiedziałem się, że tak musiało być. Trener Bałtyku, Krzysztof Szkoda mówił, że kogoś trzeba było wyrzucić z boiska, by ułożyć mecz. ja pasowałem najlepiej, bo robiłem wślizg i nie trafiłem gościa. Ten mecz był drukowany na żywca. Prawdopodobnie zatankowali bak paliwa sędziemu do pełna, dostał trzy kotlety, takie czasy to były.

Bramkę jaką zdobyłem w tym meczu, uważam za jedną z ładniejszych. Z prawej nogi. Bałtyk zawsze mile wspominam, bo trafiałem z nimi.

A derby z Arką 3:0?
– Derby mają zawsze smaczek. Na derby nie trzeba nikogo mobilizować. Adam Musiał nie musiał nomen omen nic mówić, bo co by nie powiedział i tak zrobilibyśmy po swojemu. (śmiech)
Świeciło słońce, cały stadion wypełniony kibicami. Fajna atmosfera, fajny mecz i pewna wygrana.

Po FC Lechii było ciężko z pieniędzmi na Traugutta, chyba wyczekiwaliście, jak działacze sprzedadzą kolejnego piłkarza.
– Gdy graliśmy o utrzymanie w II lidze za Mariana Geszke z Lechią Dzierżoniów, to trzy miesiące byliśmy bez pieniędzy. Bez żadnych. A jak się utrzymamy, mieli mnie sprzedać.

Miałeś iść do Warty Poznań.
– Nie poszedłem, bo ktoś mnie sprzedał bez mojej zgody. Chciałem iść do Legii. Byłem tam już kilka miesięcy wcześniej, ale trenerem był wówczas Wójcik, który powiedział, po co nam kolejny pomocnik. Byłem dwa dni, spakowałem się i wróciłem.

W końcu do Legii trafiłeś.
– Trzeba było mnie sprzedać, by żyć dalej. Legia zapłaciła chyba z 900 milionów.
W sumie to przeszedłem do Pogoni Konstancin, tam były ulokowane wszystkie transfery legijne pana Romanowskiego. To było stowarzyszenie, które nie posiadało drużyny piłkarskiej, do Legii byłem wypożyczony.

To była najmocniejsza Legia w historii tego klubu. Do dzisiaj nie było takie składu, gdzie grało tylko reprezentantów Polski.
Przygoda w stolicy zaczęła się tak, że w lutym byłem w pierwszym składzie. Jak przyjechał na sparing trener „Bobo” ze Stomilem Olsztyn, to był w szoku. Mówi: Tomek od ciebie się tu pomoc zaczyna. Byłem w dużym gazie zimą, nagle coś mi się przypałętało w kolanie, jakieś zapalenie.

Byłem pierwszym wchodzącym zawodnikiem, grałem ja albo Mięciel. On grał u siebie, ja na wyjazdach. Pojechałem jeszcze do Goeteborga na Ligę Mistrzów i z Mosórem siedziałem na trybunach. W końcu nie wytrzymałem ciśnienia i chciałem wrócić do Gdańska, była Lechia-Olimpia, pełno ludzi, liga i to mnie podkusiło. Paweł Janas przekonywał mnie: Tomek, poczekaj chwilę, po co się spieszysz, poczekaj, będziesz grał. Gdybym poczekał to bym grał w Lidze Mistrzów. Bo później grali nawet ci co byli za mną jak Jacek Kacprzak.

Co zastałeś tu w Gdańsku?
– Wielki optymizm. Ale potem na dalsze funkcjonowanie nie było pomysłu. Pieniądze płacone z kapelusza albo z rękawa wyciągane. Szło to wszystko na jakimś “kicie”. W normalnych czasach byśmy nie spadli. Zabrakło nam tych punktów, gdzie drużyny do nas nie przyjechały.

Organizacyjnie średnio to wyglądało.
– Zdarzało się, że pieniądze dostawaliśmy w reklamówkach, od razu po meczu, z biletów. Przychodził gość i wypłacał.
Trenowaliśmy m.in. na Zaspie, gdzie przechodziły rury ciepłownicze, tam był taki pas zieleni, tam robiliśmy szybkość. Nie było, gdzie trenować. Nie było sztucznych boisk.

Z Widzewem przegraliście aż 1:7 u siebie.
– Na trybunach byłem, nie grałem, gdybym był może byłoby 10? Widzew był wtedy mocny.

Emmanuel Tetteh był najskuteczniejszym zawodnikiem tamtej drużyny?
– To był dziwny zawodnik, nie miał uderzenia, palce u stóp miał szersze niż buty, te piłki jakoś dziwnie uderzane, ale wpadały. Nie musiał być bombardierem, bo był niesamowicie dynamiczny i szybki. Kiedyś z nim trenowałem w parze 1 na 1 to do dziś głowa mnie boli jak robił zwód i musiałem się obrócić. Miał swoje 5 minut i to go wypromowało.

Po spadku niektórzy piłkarze płakali.
– Wszyscy płakali. Tutaj każdy chce grać w piłkę, bo tak jak pięknie jest w Trójmieście to nie ma nigdzie w Polsce. Niektórzy sobie z tym nie radzą. Z życiem rozrywkowym Trójmiasta.
Teraz są inne czasy i piłkarz powinien żyć jak mnich. Bo dziś media są wszechobecne, fejsbuki i inne. Kiedyś czegoś takiego nie było. Piłkarze mieli swoje knajpy, mieli w nich loże. Funkcjonowali na innych zasadach. Jak cię jeszcze zakwaterowali koło Sopotu, i jutro mają mecz a Sopot tak pięknie oświetlony wieczorem, że żal chociaż na chwilkę się nie zerwać.

Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Spacery 3D
Bokaro
Total
11
Shares
Podziel się 11
Tweet 0
Share 0
Share 0
Tagi
  • Tomasz Unton
Może Ci się spodobać...
Zobacz wpis
  • artykuły

Profesjonalny sprzęt do siłowni – jaki wybrać?

Zobacz wpis
  • artykuły

Dlaczego bukmacherzy z licencją są bezpieczni?

Zobacz wpis
  • artykuły

Zarząd Lechii Gdańsk SA – prezesi, wiceprezesi, członkowie

Zobacz wpis
  • artykuły

Skauci Lechii Gdańsk

Zobacz wpis
  • artykuły

9 pomysłów na niebanalny prezent dla fana piłki nożnej

Jedenastka Marcinów Lechii Gdańsk
Zobacz wpis
  • artykuły

Jedenastka Marcinów z Lechii Gdańsk

Juniorzy Lechii którzy zdobyli brązowy medal mistrzostw Polski AD 2000
Zobacz wpis
  • artykuły

Lechia z brązowym medalem MP juniorów starszych (9.07.2000)

1 listopada Lechia Gdańsk
Zobacz wpis
  • artykuły

Odeszli w ostatnim roku

1 comment
  1. Samar pisze:
    3 listopada 2020 o 09:54

    Pamiętam mecz z Gorzowem…miałem ze sobą siateczkę ze śliwkami…Po drugiej bramce dla Lechii jebnąłem śliwkami za ogrodzenie i doping do końca meczu…Wariactwo kompletne. A jeszcze Kaczmarek miał okazję na piątego gola…Chyba jeden z najbardziej szalonych meczów jaki widziałem w życiu. Piękne czasy…..

    Zaloguj się, aby odpowiedzieć

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Najnowsze wpisy
  • Profesjonalny sprzęt do siłowni – jaki wybrać?
  • Lechia – Miedź Legnica 4:0 (10.03.2023)
  • Dlaczego bukmacherzy z licencją są bezpieczni?
  • Lech Poznań – Lechia 5:0. Najwyższa porażka od 1963 (03.03.2023)
  • Zmarł Janusz Makowski
  • Korona Kielce – Lechia 1:0. Bramka Ronaldo (18.02.2023)
LechiaHistoria.pl
  • Polityka prywatności
  • Regulamin Sklepu
Lechia Gdańsk (1945-2022)

Wpisz słowa kluczowe i naciśnij Enter.