Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej Karol Nawrocki w naszym cyklu “Moja Lechia”.
Kim jesteś i czym się zajmujesz?
Karol Nawrocki: Moja droga do dzisiejszej pracy zawodowej była dość skomplikowana – zawsze dużo czytałem i kochałem historię, ale nie myślałem że będę ją uprawiał zawodowo. Przez lata myślałem więc że będę sportowcem – zacząłem grać w piłkę u trenera Michała Globisza, potem kilka lat boksowałem w RKS Stoczniowiec i znów wróciłem do piłki w KKS Gedania. W końcu na wiele lat wylądowałem w piłkarskiej B i A klasie w EX Siedlce Gdańsk, boksersko rozbijałem się już wyłącznie sparingowo, ale za to we wszystkich możliwych klubach w Gdańsku – zrozumiałem że sport pozostanie tylko pasją.
W czasie studiów historycznych na UG – w dzień studiowałem i trenowałem, w nocy pracowałem w ochronie obiektów, a tam… zgarniałem całe 3,2 złotego na godzinę. Ale nie to było ważne… Podczas 240 godzin właściwie bezczynnej „służby” w miesiącu przerzucałem dziesiątki książek. Dostałem nawet stypendium na I roku. Nie pamiętam tylko kiedy spałem (śmiech). Na IV roku studiów dostałem wielką szansę od wówczas doktora Grzegorza Berendta, który zaproponował mi udział w programie naukowym „Index Polaków zamordowanych i represjonowanych za pomoc Żydom”. Sprawdziłem się i to otworzyło mi drogę do Instytutu Pamięci Narodowej.
www.karolnawrocki.pl
FB/Karol Nawrocki
Twitter/Karol Nawrocki
Twój pierwszy pamiętny mecz Lechii?
Karol Nawrocki: Na Lechię zabierał mnie ojciec jeszcze w latach 80., ale nic z tamtych lat nie pamiętam. Więc świadome kibicowanie liczę sobie od lata 1992 (miałem wtedy 9 lat) – niezapomniany mecz Lechii ze Stilonem Gorzów. Nie mogłem wyjść z podziwu jak z 0-4 można zrobić 4-4 i to w ostatnich minutach. Oglądałem ten mecz z tatą, ale też ze swoim przyjacielem „Bertem”, z którym przebijaliśmy się gdzieś przez ludzi żeby skorelować sytuację na boisku z wiwatującymi biało – zielonymi kibicami. Z tamtego czasu zapadli mi też w pamięci kibice Miedzi Legnica, z którą na przełomie lat 80. i 90. Lechia potykała się na Traugutta regularnie. Pamiętam jak dziś: „Aviva, Aviva, Aviva Miedź Legnica”. Muszę tylko spytać starszych kolegów czemu kibice Miedzi siedzieli w sektorze Lechii…
Twoje najbardziej pamiętne mecze Lechii, najbardziej pamiętne momenty?
Karol Nawrocki: Chyba nie będę oryginalny jak powiem, że czułem wielką radość z całego marszu Lechii od A – klasy do Ekstraklasy. Pamiętam dobrze mecz decydujący o awansie ze Zniczem Pruszków w maju 2008 roku. I wcale nie dlatego, że w Zniczu grał wyróżniający się mimo młodego wieku Robert Lewandowski. Ale dlatego że stała się rzecz, na którą Gdańszczanie czekali od lat. Już w ekstraklasie kolejne derby z Arką, na które nie zabrałem barw, niezbyt też czuję się w stadionowym śpiewie, więc wyglądałem podejrzanie… Doszło do tragikomicznej sytuacji, z której jednak wyszedłem z tarczą, Lechia wygrała 2-1. Tak po kibicowsku to cenię sobie wspomnienia z dwóch meczy wyjazdowych – z ŁKS Łomża i z Zagłębiem Sosnowiec. To było chyba w 2007 roku, na stadioniku w Łomży był z nami jeden z bardziej znanych kibiców biało – zielonych, w pociągu do Sosnowca podziwiałem z kolei zaangażowanie jednego z bardziej znanych kibiców Lechii, który w pełnym skupieniu tworzył scenariusz stadionowych okrzyków w obliczu przeważającej liczby gospodarzy. Rymy, przewidywane interakcje, stadionowe szachy.
Największy zawód czułem w momencie fuzji Lechii z Olimpią Poznań. Jako dziecko nie potrafiłem wytłumaczyć sobie o co chodzi i czemu doraźny i – jak się okazało – bardzo przelotny i niedochodowy interes wygrał z tradycją i ciężką, konsekwentną pracą.
Twoi ulubieni piłkarze/trenerzy Lechii?
Karol Nawrocki: Bez dwóch zdań Saszka Sazankow. Piękny gol z Górnikiem Zabrze skradł moje serce (śmiech). Na poważnie to wielką sympatię czuję, nie tylko ze względów boiskowych, do Sebastiana Mili, Mateusza Bąka, Marcina Pietrowskiego i Piotra Wiśniewskiego. Cała czwórka kojarzy mi się z wielkim sercem do Lechii, determinacją i solidną pracą na boisku.
Niektórzy się rodzą z talentem, dla innych talent do wytrwałość w treningu – w tym drugim przypadku jest trudniej o sukces. Zawsze podobał mi się też na boisku Paweł Pęczak – walka o każdy metr, boiskowy samuraj. Wciąż ma wielkie serce do treningu. Moim ulubionym trenerem jest Piotr Nowak – dzięki niemu będę w tym roku miał okazję świętować największy sukces w historii Lechii.
Komu kibicujesz poza Lechią?
Poza Lechią kibicuję oczywiście piłkarskiej reprezentacji Polski, ale też bardzo cenię sobie piłkarki i piłkarzy ręcznych z Karoliną Kudłacz – Gloc i Sławomirem Szmalem na czele. Mamy w Polsce wspaniałych sportowców, którzy nas godnie reprezentują na całym świecie. Wiele lat kibicowałem też londyńskiej Chelsea, ale era football-biznesu na czele z Romanem Abramowiczem sprawiła, że mój entuzjazm opadł – teraz tylko sprawdzam sporadycznie wyniki.
Jak widzisz Lechię za 5-10 lat?
5-10 lat? Ja się zajmuję przeszłością a nie przyszłością (śmiech). Poza tym liczę, że już latem pojadę z Lechią do kazachskiej Astany na rundę eliminacyjną Ligi Mistrzów! Lechia za 5 lat to wielka zagadka – jest wiele zmiennych, które mogą wpłynąć na miejsce naszego klubu w piłkarskim świecie. Jedno jest pewne – za 5, 10 a nawet 20 lat Lechia będzie nadal miała najlepszych w Polsce kibiców.
Co Cię gryzie i wolne wnioski?:)
Nic mnie nie gryzie, żyję w pięknym kraju, w pięknym mieście, w relatywnie spokojnych czasach. Mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Za pół roku Lechia zdobędzie jeszcze mistrzostwo Polski, potem Polacy dostaną się do Mistrzostw Świata, a Gdańsk stanie się jeszcze piękniejszy.
Karol Nawrocki
historyk, działacz społeczny, od 2017 roku dyrektor Muzeum II Wojny Światowej