Andrzej Salach urodził się 28 stycznia 1959 roku w Gdańsku. Mieszkał we Wrzeszczu, co znacznie skróciło jego drogę na stadion przy ulicy Traugutta, gdzie trafił jeszcze przed 10 rokiem życia.
Miał szczęście pobierać nauki piłkarskiego rzemiosła u legend gdańskiego klubu: Romanów: Korynta i Rogocza oraz Czesława Nowickiego. Już wówczas jego życie kręciło się wokół piłki i stadionu przy Traugutta. Wspominające ten okres jego życia osoby podkreślają, że oprócz treningów odrabiał swoiste „nadgodziny” cierpliwie trenując kolejne elementy piłkarskiego rzemiosła.
DEBIUT
Do kadry I zespołu biało – zielonych został włączony latem 1977 roku przez trenera Józefa Walczaka. Był drugim, po Ryszardzie Polaku, zawodnikiem rocznika 1959, który dostąpił możliwości trenowania z graczami czołowego zespołu zaplecza ekstraklasy. W tym samym czasie do Lechii, z bydgoskiej Polonii, trafił o rok starszy obrońca Krzysztof Gawara. Podobna pozycja na boisku oraz fakt, że obaj dużo czasu spędzali na stadionie sprawiły, że obaj defensorzy szybko się zaprzyjaźnili. Na swój ligowy debiut w dorosłej piłce „Dundi”, bo tak ochrzcili go starsi koledzy, czekał ponad pół roku. Nastąpił on 26 marca 1978 roku, kiedy to Salach wybiegł na murawę stadionu przy Traugutta w pierwszej jedenastce! Zagrał 45 minut w meczu przeciwko Gwardii Koszalin. Tej wiosny, najlepszej w historii II – ligowych występów gdańskiego zespołu , jeszcze 7 razy pojawiał się na murawie, zawsze jednak w niepełnym wymiarze czasowym. Do awansu zabrakło zaledwie 1 punktu.
DOJRZEWANIE
Na pełne 90 minut na boisku przyszedł czas jesienią 1978 r. Salach na kolejny występ czekał aż do IX kolejki. Nie został jednak jeszcze podstawowym graczem zespołu prowadzonego przez Janusza Pekowskiego. Nie zmieniło się to także w kolejnym cyklu rozgrywkowym, kiedy trenerem Lechii był Wojciech Przybylski. Przełomowym dla kariery Andrzeja Salacha okazał się mecz rozegrany w Gdańsku, we wrześniu 1980 roku, przeciwko Górnikowi Wałbrzych. Salach przebywał na placu gry 90 minut i strzelił dwie, pierwsze w dorosłej piłce, bramki! Lechia wygrał 2:1, a najlepszy tego dnia na boisku „Dundi” wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce drużyny kierowanej przez Przybylskiego. Od tego momentu gdańskim kibicom trudno było wyobrazić sobie skład Lechii bez Andrzeja Salacha. Co ciekawe, spełniał on w tym okresie na boisku zadania ofensywne! Zresztą wychodziło mu to dość dobrze, bo w sezonie 1980/81 jeszcze 5 razy wpisywał się na listę strzelców. Latem 1981 roku skład Lechii został gruntownie odmłodzony. Z dnia na dzień okazało się, że 22 – letni wówczas Andrzej Salach jest jednym z najbardziej doświadczonych graczy zespołu! Wraz z kapitanem – Lechem Kulwickim zaliczał się on do grona osób podejmujących w imieniu drużyny kluczowe decyzje. Niestety sezon zakończył się degradacją biało –zielonych do III ligi. Mimo dramatycznej sytuacji finansowej w klubie, Salach dał się namówić do pozostania w Lechii. Gdańsk opuścił natomiast jego serdeczny „druh” Krzysztof Gawara wybierając I – ligowy Ruch. Obaj koledzy z boiska nie mieli pojęcia jak szybko ponownie zagrają na jednym boisku…
PUCHAROWA PRZYGODA
Przerywnikiem w III – ligowej, siermiężnej rzeczywistości, były spotkania w kolejnych rundach Pucharu Polski, gdzie biało –zieloni, z Salachem jako jednym z filarów formacji obronnej, robili furorę. Ostatecznie gdański trzecioligowiec sięgnął po Puchar Polski, co do dnia dzisiejszego jest największym sukcesem w historii klubu. Bohater tekstu zagrał we wszystkich spotkaniach tych rozgrywek w pełnym wymiarze czasowym! Co więcej, w meczu 1/8 finału, ze Śląskiem Wrocław, celnie egzekwował jedenastkę ustalając wynik meczu na 3:0. Posyłał również piłkę do siatki rywali w seriach rzutów karnych, które niezbędne były do wyłonienia zwycięzcy w spotkaniach 1/16 z Widzewem i 1/2 z chorzowskim Ruchem. To wówczas ponownie zeszły się drogi Salacha i Gawary, którzy już w roli boiskowych rywali ostro ze sobą rywalizowali. W 35 minucie tego meczu, w polu karnym chorzowian sprytniejszym z tej dwójki okazał się Salach i strzałem głową trafił w… słupek! W drugiej serii rzutów karnych najpierw Gawara trafił w poprzeczkę, a po chwili Salach wyprowadził lechistów na prowadzenie, którego nie oddali już do końca… Swoistym dramatem, na szczęście z happy endem, dla „Dundiego” okazał finałowy mecz z Piastem Gliwice. W 60 minucie gry, przy stanie 2:1 dla Lechii, ręką w polu karnym Piasta zagrał jeden z gliwickich piłkarzy. Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł grający z numerem 5 na koszulce Andrzej Salach, uderzył w prawy róg bramkarza i… chybił dosłownie kilka centymetrów. Piłka przeleciała obok słupka i przez ostatnie pół godziny nadal nerwowo było w obozie zwolenników gdańskiej drużyny. Po meczu Salach przyznał, że uderzył nieczysto futbolówkę, gdyż po prostu zarył nogą w murawę. Koledzy z drużyny, w żartach oczywiście, jeszcze długo przypominali mu dziurę jaką „wykopał” w murawie stadionu w Piotrkowie Trybunalskim. Pocieszano go też, żeby się nie martwił tym zmarnowanym karnym, gdyż wykonywał go, jak podał przez pomyłkę spiker zawodów, Ryszard Kałużyński – zawodnik z nr 5 w drużynie… Piasta.
HAJDA NA JUVE
Po zdobyciu krajowego pucharu, okraszonym jeszcze awansem do II ligi, zespól Lechii wyjechał na Węgry. Tam też piłkarze i sztab szkoleniowy poznali wyniki losowania par I rundy Pucharu Zdobywców Pucharów. Jeszcze przed ogłoszeniem, kto będzie rywalem bialo –zielonych, urządzono swoistego „totka” w kwestii typowania potencjalnego przeciwnika. Jedynie Andrzej Salach spodziewał się, że będzie to Juventus Turyn. Zanim doszło jednak do potyczki z „Juve”, Lechia z Salachem w składzie, sięgnęła jeszcze po Superpuchar Polski.
Andrzej Salach zagrał w obu meczach przeciwko „Starej Damie”. Niestety był on współwinny utraty pierwszej bramki, kiedy to zderzył się z bramkarzem Tadeuszem Fajferem, a wypuszczoną przez goalkeepera piłkę skierował do siatki Michel Platini. Po meczu, gdański obrońca, któremu przypadło w udziale zadanie pilnowania króla strzelców Mistrzostw Świata – Paulo Rossiego, ze zmęczenia ledwo trafił do właściwej szatni.W rewanżu Salach był nawet blisko zdobycia bramki, jednak jego strzał z rzutu wolnego obronił Stafano Tacconi. Po tych spotkaniach, jako pamiątka, pozostała mu koszulka Gaetano Scirei – jedno z najcenniejszych trofeów przypominających o piłkarskiej przygodzie.
CEL: EKSTRAKLASA
Po europejskim przerywniku, lechiści powrócili na krajowe, II – ligowe stadiony. Na fali sukcesów zespół się zintegrował i tworzył zgraną paczkę młodych ludzi. To wówczas powstała przyjaźń Salacha z pomocnikiem Markiem Kowalczykiem. Połączyło ich… zamiłowanie do kawy, której „Dundi” wypijał litry. Koledzy z boiska śmiali się, że trenuje on na wspomaganiu, gdyż już przed porannym treningiem był po 2 – 3 filiżankach „małej czarnej”. Kawa, obok futbolu, była jego drugą pasją. Kulwicki, Kowalski, Marchel, Raczyński i właśnie Salach to piątka obrońców Lechii, która najczęściej występowała na boisku w niezapomnianym sezonie 1983/84. „Dundi” nie zapomniał też o strzelaniu bramek – 2 gole. Co ciekawe, patrząc w statystyki sprzed lat, wyjątkowo upodobał sobie gnębienie, pod tym względem, zespołów ze Szczecina.
Po 7 latach gry w Lechii, w czerwcu 1984 roku, Andrzej Salach, wywalczył awans do ekstraklasy. Tym samym, razem z Ryszardem Polakiem, powetowali sobie przegraną batalię o ekstraklasę z wiosny 1978 roku. Wówczas przegrali o włos, ty razem, dosłownie rzutem na taśmę, okazali się lepsi.
EKSTRAKLASA
W trakcie kolejnych czterech sezonów Andrzej Salach był podstawowym graczem występującej w ekstraklasie, Lechii. Rozegrał 98 spotkań i zdobył 2 bramki. Obie w sezonie 1985/86. Warto podkreślić, że w sezonie 1986/87 zagrał we wszystkich 32 spotkaniach (30 regularnego sezonu + 2 barażowe). Należy wspomnieć też o jego „mocnym” wejściu w sezon 1987/88 kiedy to w trakcie inauguracyjnego meczu z Lechem w Poznaniu ujrzał on dwie żółte kartki i w efekcie, w 89 minucie opuścił boisko po otrzymaniu czerwonej kartki. Generalnie nie należał on jednak do boiskowych brutali, gdyż na szczeblu ekstraklasy ujrzał łącznie zaledwie 3 żółte kartoniki.
POWRÓT
Wiosną 1988 roku wyjechał z kraju. Jednak rok później, tuż po powrocie ponownie „zameldował” się w ukochanej, niestety już tylko II – ligowej, Lechii. Walnie przyczynił się do utrzymania w lidze i wraz z Andrzejem Marchelem, Markiem Ługowskim i Mariuszem Pawlakiem stanowił o obliczu formacji defensywnej, nowej – budowanej przez trenera Bogusława Kaczmarka, drużyny. W II ligowej Lechii grał do końca swojej kariery. Ostatnim meczem, w którym wystąpił było spotkanie z kwietnia 1993 roku, przeciwko KP Wałbrzych. Po 15 latach występów w ligowej Lechii postanowił zawiesić „buty na kołku”.
PAMIĘTAJMY
Po zakończeniu kariery przebywał w Stanach Zjednoczonych, skąd powrócił do Gdańska w 2001 roku. Regularnie bywał na meczach odradzającego się jego ukochanego klubu. Doczekał powrotu Biało–Zielonych na piłkarskie salony. Był obecny na stadionie, przy Traugutta, w czasie rozegranego w 25 rocznicę meczu z Juventusem, spotkania Lechia Oldboys – Element Antysocjalistyczny. Niestety, 17 kwietnia 2009 roku, zmarł. Tym samym nie będzie dane nam zobaczyć Go w składzie Lechia Oldboys, drużyny prowadzonej przez byłego trenera Salacha – Jerzego Jastrzębowskiego, u boku kolegów z boiska: Marka Woźniaka, Macieja Kozaka, Lecha Kulwickiego, Sławomira Matuka, Andrzeja Marchela, Janusza Wydrowskiego czy Sławomira Wojciechowskiego. To przedstawiciele różnych pokoleń?! Tak, ale łączy ich osoba Andrzeja Salacha, zawodnika, który całe swoje piłkarskie życie oddał gdańskiej Lechii. Warto, a nawet trzeba, o Nim pamiętać…
Marcin Gałek
Andrzej Salach
Data urodzin: 28.01.1959
Data śmierci: 17.04.2009
Pozycja: obrońca
Debiut w Lechii: 31.07.1977
Lata gry w Lechii: 1977–1987, 1989–1993