Roma Józefowicz popularny „Kudłaty” urodził się 29 marca 1958 roku. Nie zawsze w jego życiu było kolorowo, ale zawsze barwnie. Wieloletni piłkarz Lechii, zdobywca Pucharu Polski, potem kierownik w wesołych, ekstraklasowych latach 80 XX wieku. Bywalec wszystkich wydarzeń związanych z gdańską Lechią. Panie Romanie żyj nam 100 lat!
A jak awans. Dla Pana Romana najwspanialsze wspomnienie piłkarskie to nie Juventus, ani Puchar Polski, a awans do ekstraklasy po zwycięskim 4:2 meczu z Zagłębiem Lubin 24 czerwca 1984. Pan Roman wszedł w 70. minucie za Maćka Kamińskiego.
B jak Bałtyk. Z tym gdyńskim rywalem Pan Roman zaliczył jedyny ekstraklasowy występ w karierze. 15 sierpnia 1984 roku w 79 minucie Józefowicz zastąpił Dariusza Raczyńskiego. W czasach bardziej nowożytnych Pan Roman zwykł zaczepiać innego wielkiego biało-zielonego gadułę, Krzysztofa Brede.
– Heniu, ile masz występów w ekstraklasie? Zero. A widzisz, bo ja jeden!
B jak Bułgaria. To tam Pan Roman już jako kierownik wyjechał na wcześniej wykupione wczasy przed drugim meczem barażowym z Olimpią Poznań. Jarek „Ferrari” Nowicki do dziś mówi, że gdyby „Kudłaty” był na miejscu to Lechia by się utrzymała.
Po tym barażu, jakby za karę, Pan Roman został oddelegowany do grup młodzieżowych, trafił na grupę Boba, musiał się nabiegać, żeby chłopaków z tarapatów wyciągać, Ziółek i inni. Jego miejsce przy pierwszej drużynie zajął Marek Bąk, który wtedy stracił pracę w Stoczniowcu.
D jak Dziurowicz. Marian, wszechwładny prezes GKS Katowice, potem śląski baron, wreszcie prezes PZPN. W latach 80 był taki mecz z GKS Katowice, gdzie Pan Roman umówił się na remis 0:0 z kierownikiem gości Lechosławem Olszą. Niestety (?) Ryszard Przygodzki się wychylił i strzelił na 1:0. Janusz Stawarz powiedział, że nie wpuści i wygraliśmy. Potem Prezes Marian Dziurowicz wkurwiony mówi do Olszy – poproś teraz młodego kierownika, wskazując na Pana Romana, żeby cię do pracy przyjął. Zdaniem Józefowicza, stary Dziurowicz pamiętał to i zemścił się niecałą dekadę później przy Lechii/Olimpii, spuszczając ją z ligi.
F jak Facebook. Pan Roman już tak ma, że jak w coś wchodzi to na całego. Tak też się stało z Facebookiem. Pana Romana ciągle pełno na tym medium społecznościowym. Pan Roman komentuje, linkuje, sugeruje, doradza. Jest go tak dużo, że dla niepoznaki założył drugiego użytkownika pod tym samym Nickiem: Roman Kudłaty. Jeden ma 4951 znajomych, drugi 1106 (stan na 28.03.2020). Ciekawe czy nawzajem są swymi znajomymi?
G jak Gorzów. To tam na stadionie Stilonu, Pan Roman zadebiutował w seniorach Lechii, 14 września 1979 roku. Lechia wygrała 1:0 po bramce Andrzeja „Lufki” Głowni już w 1.minucie. Skład biało-zielonych z tamtego spotkania.
Wierzba – Kulwicki, Gładysz, Kowalski, Erlich, Polak, Puszkarz, Studzizba, Domitr (72`Nowacki), Józefowicz, Siwka (25`Salach).
H jak helikopter. Nie chodzi o amerykański film o ewakuacji marines z Mogadiszu pt. “Helikopter w ogniu”, w którym Pan Roman nie zagrał, a szkoda. Po zdobyciu Pucharu Polski drużyna została uroczyście przywieziona na Traugutta helikopterem z Pruszcza Gdańskiego. Załatwił to ówczesny prezes klubu, Pułkownik Jan Oficjalski. Pan Roman opowiada: Graliśmy z byłymi piłkarzami, do przerwy przegrywaliśmy 0:3, ale nie bardzo wiedzieliśmy gdzie się znajdujemy i co jest grane po świętowaniu zdobycia pucharu, mieliśmy po 3 promile. Kibice w Gdańsku tak nas wygwizdali, że w drugiej połowie wygraliśmy.
I jak Intertoto. Zwany również Pucharem Lata. To był powiew Europy, pomysł trenera Łazarka, żeby tam zagrać. Najbardziej pamiętny był wyjazd na mecz ze Spartą Praga, wagon chcieli odłączyć od pociągu, tak grubo było. Pan Roman opowiada, że śp. Andrzej Salach grubo pobalował i był na ławce, komuś coś tam pękło, wołają jego po 4 piwach, miał kryć Jana Bergera tamtejszego tuza, i Andrzej zagrał mecz życia. Potem mówi: teraz chyba zawsze będę najebany grał…
J jak Juventus. Pan Roman wszedł na zmiany zarówno podczas meczu w Turynie jak i legendarnego rewanżu w Gdańsku. Był również wśród uhonorowanych zdobywców Pucharu Polski przy okazji towarzyskiego meczu z Juve w 2015 roku, już na nowym stadionie.
K jak kierownik. Po przegranym meczu z Wisłą Kraków we wrześniu 1984 roku zwolniony został trenerski duet Jerzy Jastrzębowski – Józef Gładysz, a kierownikiem, prosto z marszu został Roman Józefowicz. Kończył gdańską Topolówkę miał wykształcenie, niektórym kolegom (nie powie którym) pomagał pisać maturę.
L jak Lechia. Jej wychowankiem jest Pan Roman. Po okresie gry w juniorach Lechii, Pan trener Czesiu Nowicki uznał, że Pan Roman jest za mały, na co Józefowicz poszedł do Ogniwa Sopot, gdzie trafił na świetnych ludzi, lechistów, Gronowskiego i Kokota. Ale potem urósł 10 cm i wrócił. Jest do dziś.
Ł jak Łazarek. Z trenerów, których obserwował Pan Roman miał najlepszy warsztat, treningi nigdy się nie powtarzały, bardzo mu zależało, żeby tu odnieść sukces. Sędziowie dbali o niego. Może w tym zespole brakowało ducha? „Jastrząb” miał słabszą drużynę, ale miał ducha…
M jak Max. Niektórzy kibice poobrażali się z tym lokalem, ale to tu, tuż koło stacji SKM Politechnika można często było spotkać Pana Romana przy jego ulubionej Warce. Czas przeszły, bo Pan Roman od dłuższego pije mniej niż kiedyś, a czasem wcale. Czemu zatem przychodzi do Maxa? Jak to czemu? Po prostu lubi tam bywać!
N jak Nikoś. Czyli ojciec chrzestny trójmiejskiej mafii samochodowej, lubił piłkę (dobra lewa noga!) i jak mógł pomagał Lechii. Gdy go zamknęli i Lechia nie miała, jak zapłacić Górnikowi Zabrze, śląscy piłkarze powiedzieli: macie ten Hotel “Posejdon” i morze, lubimy was, więc tym razem spuścimy z ceny.
O jak odosobnienie. Panu Romanowi dwa razy powinęła się noga i musiał spędzić czas w miejscu odosobnienia. Często też, gdy był kierownikiem wyciągał z tarapatów piłkarzy. Najpoważniejszy przypadek to Maćka Kamińskiego, który uderzył milicjanta. Odkręcić się tego nie dało, jedynie maksymalnie złagodzić wyrok, do pół roku, które musiał odsiedzieć w kryminale. Pan Roman przyznaje, że milicja jak mogła pomagała Lechii, wiadomo że nie za darmo, dostawali bilety na mecze itd.
P jak Pękala. Mirosław. Pan Roman często musiał szukać na mieście tego rozrywkowego piłkarza.
– Raz kiedyś Łazarek kazał mi znaleźć Pękalę, graliśmy mecz w Chorzowie, Mirek nie stawił się na zbiórce, drużyna odleciała bez niego samolotem. Zwiedziłem dokładnie 53 lokale, znalazłem go w 54 naprzeciw jego mieszkania, w takiej najgorszej spelunie, w Sopocie przy 23 marca.
Wsadzili go w samolot, drużyna już wyszła na mecz, jego pod prysznic, dopiero wszedł w trakcie meczu za Zenka Małka, oczywiście był najlepszy na boisku, to wtedy „Łazar” powiedział, że woli pijanego Pękalę od trzech trzeźwych Tarasiewiczów.
R jak Ruch Chorzów. W sezonie 1986/87 Lechia grała baraż o utrzymanie w ekstraklasie z Ruchem Chorzów, który nigdy wcześniej nie był zdegradowany. W pierwszym meczu padł pamiętny „swojak” Janusza Jojki, Pan Roman przysięga, że to nie jego sprawka. Przed barażowym rewanżem kierownik Ruchu śp. Bem mówi: młody, nigdy nie spadliśmy i nie spadniemy.
Byli pewni swego, tym bardziej, że Szuster dał na 1:0 dla „Niebieskich”. Potem Dzidek dał z wolnego do Pękali i wygraliśmy 2:1, to był najbardziej pamiętny mecz 4-letniej przygody z ekstraklasą, niesamowita euforia, pełen stadion. Pan Roman po meczu podchodzi do kierownika Ruchu i mówi: przepraszam, ale to nie my spadliśmy.
S jak spółdzielnia. W sezonie 1985/86 Lechia zrobiła spółdzielnię razem z Zagłębiem Lubin i Motorem Lublin, żeby spuścić Bałtyk Gdynia. W przedostatniej kolejce Pan Roman siedział w hotelu koło dworca w Katowicach i zajadał się bażantami. Gdyby Bałtyk tam przegrał to by było pozamiatane, ale wygrał 4:3 i pieniądze Pan Roman wziął ze sobą. Ostatecznie Bałtyk spadł, w ostatniej kolejce zremisował u siebie z Lechem. Potem Lechia spotkała się w Sopocie z Bałtykiem, śp. Czyżyk wtedy u nich bronił i było dość nieelegancko, bo oni wiedzieli, że my jesteśmy w spółdzielni przeciw nim.
T jak telefon. A właściwie jego numer. Pan Roman zawsze, gdy go spotykamy przyjacielsko zagaja: jak coś to dzwońcie. Chętnie Panie Romanie, ale pod jaki numer, który zmienia Pan częściej niż rękawiczki! Na szczęście jest F jak Facebook.
T jak Tczew. Gdy Lechia spadała z II ligi w 1982 roku, Pan Roman grał w Tczewie w Wiśle. Po spadku w Lechii była taka bieda, że przygarnięto niechcianego wcześniej piłkarza. Pan Roman powrócił do Tczewa w barwach III-ligowej Lechii. To wtedy nasi kibice spalili drewnianą trybunę przy ulicy Bałdowskiej. Stąd Tczew jest za Arką.
U jak Unimor. W latach 80 telewizor tej marki był walutą niemal równą dolarom. Pan Roman niejednemu sędziemu w ramach wdzięczności niósł telewizor na dworzec w Gdańsku, dziękując za obiektywne sędziowanie. W drugoligowym meczu z Wisłą Płock w 2007 Pan Roman na trybunie VIP-owskiej spotkał sędziego z dawnych lat, Pana Kazimierza Mikołajewskiego.
– Jakże się cieszę panie sędzio. Unimor wciąż działa?
W jak Wawrzyniak. Jakiś czas temu Pan Roman pracował w Gdańskim Ośrodku Sportu i jeździł traktorem kosząc trawę murawy boiska przy Traugutta. Kuba zaczepił dzisiejszego jubilata kiedyś:
– Mistrzu, przygotuj trawę – zaczepił legendę północy.
– Mistrzu, spokojnie. Pamiętaj, że jestem lechistą, coś z tym klubem osiągnąłem, a ty jeszcze nie.
Z jak zakaz wyjazdowy. Był czas, gdy Pan Roman nie przynosił Lechii szczęścia podczas spotkań wyjazdowych, więc nasi silnoręcy nałożyli mu zakaz. Ale gdy wreszcie odważył się po kryjomu pojechać do Wrocławia i Zabrza Pan Roman przywiózł do domu komplet wygranych. Klątwa minęła, zakaz został zdjęty.
Ż jak Żelazko. Wit. Ulubiony sędzia Lechii, gdy Pan Roman był kierownikiem. I jeszcze Roman Kostrzewski.