Spotkanie Lechia – Arka Gdynia 3:2 z sezonu 1993/94 to jeden z najbardziej dramatycznych meczów derbowych. Obie drużyny wlekły się w ogonie ligowej tabeli i jak kania dżdżu potrzebowały punktów.
W nieco lepszej sytuacji byli arkowcy, którzy zajmowali 12. miejsce, mając 27 punktów. Lechiści okupowali 15. spadkową lokatę, z zaledwie 22 punktami na koncie. I to wszystko zaledwie jeden sezon po nieudanym szturmie FC Lechii SA na ekstraklasę. Spółce w połowie sezonu 1992/93 skończyła się kasa, następne rozgrywki były już walką o przetrwanie. W mediach pisano, że jedynie dzięki osobistemu zaangażowaniu Janusza Benesza (skądinąd do dziś aktywnego kibica i mniejszościowego akcjonariusza Lechii) spółce udało się dotrwać do końca września roku 1993.
FC Lechia i KS Lechia były oddzielnymi tworami, ta pierwsza miała kilkunastu piłkarzy, by zwiększyć ten marny stan posiadania musiała z KS Lechii transferować graczy jak z każdego innego klubu. Wreszcie 26 września 1993 roku FC przekazała piłkarzy do macierzy, wówczas drużynę w miejsce Zbigniewa Tymińskiego objął wracający z USA Marian Geszke. Jego pierwszymi ruchami kadrowymi było dokooptowanie do drużyny Macieja Kalkowskiego i Grzegorza Górskiego, syna znanego niegdyś stopera biało-zielonych. Drużyna wydostała się z ostatniego miejsca w tabeli, ale zapaść finansowa trwała również na wiosnę. W maju nie było pieniędzy by ruszyć na ligowy mecz do Tych, w ostatniej chwili śp. Marek Bąk zorganizował 15 milionów złotych od producenta wody mineralnej „Nata” oraz hurtowni telewizorów „Men”. Legendarny kierownik drużyny na łamach prasy gorzko żartował, że tyle starczy by dojechać, ale nie wiadomo czy będzie za co zjeść po drodze…
Wracając do derbów – w pierwszej połowie Biało-Zieloni spokojnie kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń. Dowodem ich wyższości była bramka Mirosława Girucia, jednego z najniższych piłkarzy na boisku strzelona głową, po rzucie wolnym w wykonaniu Tomasza Untona. „Mały Gazza” przez lata był ulubieńcem gdańskiej publiczności po sezonie odszedł do niemieckiego Wattenscheid 09, czym zapewne uratował klub przed zniknięciem z mapy.
Gdy wydawało się, że druga połowa minie łatwo, lekko i przyjemnie, do pracy zabrali się arkowcy. Po strzałach Roberta Zinko i Piotra Tomeckiego z rzutu karnego nieoczekiwanie wyszli na prowadzenie. Taki wynik praktycznie przesądzał o spadku Lechii do III ligi.
Podopieczni trenera Mariana Geszke wiedzieli, że żarty się skończyły. Lechiści przypuścili frontalny atak na bramkę Jarosława Krupskiego. Najpierw wyrównał Marcin Kaczmarek, który tak jak Giruć po sezonie opuścił Lechię, odchodząc do Pogoni Szczecin. W kolejnym sezonie w barwach Lechii nie zobaczyliśmy innego z uczestników tamtego gorącego, derbowego meczu, Marka Ługowskiego, który wyjechał pracować do Niemiec.
Wracając jednak na wrzeszczański stadion, niesieni dopingiem kibiców Biało-Zieloni zdołali wówczas wygrać. To był jeden z tych meczów, gdy to publika rykiem wepchnęła piłkę do bramki. Tuż przed końcem meczu Grzegorz Motyka zdobył głową bramkę na wagę bezcennych, dwóch punktów! Piszący te słowa bramki nie widział, gdyż między „Saharą” a prostą miotał co miał pod ręką w policję.
Po meczu jeden z kibiców Zdzisław Miklis przekazał Tomkowi Untonowi, 500 tysięcy złotych w nagrodę za tą dramatyczną wygraną. Kapitan powiedział „Dziennikowi Bałtyckiemu”, że kwotę przeznaczy na „kawę i ciastka dla drużyny podczas najbliższego wyjazdu”. Takie były ceny, takie były czasy, więcej poczytacie w naszym wywiadzie z Untonem tu: https://lechiahistoria.pl/2017/10/31/tomasz-unton/
Co było dalej? Z czterech pozostających do końca sezonu meczów do rozegrania lechiści wygrali aż trzy. W ostatniej kolejce Lechia pojechała do imienniczki z Dzierżoniowa skromnie wygrywając 1:0. Ale nie do końca zależeli już wtedy od siebie. Potrzebny był jeszcze korzystny wynik w meczu nie walczącej już o nic, Miedzi Legnicy z GKS Tychy, który rywalizował z Biało-Zielonymi o ligowy byt. Potrzebny był cud i ten cud nastąpił, Miedź wygrała 3:1, pogrążając GKS i ratując Lechię przed spadkiem. Ale o tym jakim cudem doszło do tego cudu, może innym razem J
28.05.1994 – 30. Kolejka II Ligi sezonu 1993/94
Lechia Gdańsk – Arka Gdynia 3:2 (1:0)
Bramki: Giruć 41`głową, Kaczmarek 77`, G.Motyka 88`głową – Zinko 59`głową, Tomecki 67`karny
Lechia: 1. Kozak – 2. Ługowski, 3. G.Motyka, 4. Góralski, 5. Kubsik, 6. Pawlak, 7. Kaczmarczyk, 8. Giruć, 9. Unton, 10. Kaczmarek, 11. Głos (63`Sobczak). Trener: Marian Geszke.
Arka: Krupski – Mądrzak, Ptach, Zinko, Wielogórski, Faltyński, Pyc, Niciński, Tomecki, Lisewski, Rubaj. Trener: Stanisław Stachura.
żółte kartki: Kaczmarek, Góralski (Lechia), Mądrzak, Pyc (Arka)
sędziował: Tadeusz Stachura (Katowice).
Publika: 6.000. Z dzisiejszej perspektywy ta frekwencja absolutnie nie robi wrażenia, ale w tamtym sezonie była najwyższą na stadionie przy ulicy Traugutta. Dość powiedzieć, że na poprzednim ligowym meczu na stadionie Lechii (5:2 z Gwardią Koszalin) pojawił się niecały tysiąc kibiców. Jak zwykle w tamtych czasach goście z Gdyni dość szczelnie wypełnili sektor dla przyjezdnych, choć wydaje się, że było ich nieco mniej niż w dwóch poprzednich sezonach. Tak czy inaczej była to liczba około 1500 osób.