Pisząc o domowych meczach Lechii z Pogonią należy zacząć od tego, że pomimo nienajlepszych stosunków między oboma klubami (chociaż mamy wrażenie, że kiedyś wrogość była większa) Władców Północy i Dumę Pomorza wiele łączy. Przede wszystkim historia i czas powstania.
Zarówno biało-zieloni jak i granatowo-bordowi wywodzą się ze Lwowa. Nigdy nie ma złej okazji by przypomnieć kultowy już wywiad z Maćkiem Lisickim o naszej starszej siostrze z Łyczakowa, który zahacza również o lwowską Pogoń, czterokrotnego mistrza Polski.
[mc4wp_form id=”261″]6.11.1966 LECHIA – Pogoń Szczecin 2:1 (1:1, 1:1, 2:1) – Puchar Polski.
Bramki: Maksymiuk (39), Adamczyk (96) – Łowkis (36)
Mimo wspólnej historii dopiero w latach 60. XX wieku „Murarze” i „Portowcy” zaczęli regularnie potykać się w lidze. Pierwszy pamiętny mecz przy Traugutta to jednak Puchar Polski w roku 1966. Drugoligowcy pod wodzą Romana Korynta okazali się lepsi od pierwszoligowców z Marianem Kielcem w składzie. Ten ostatni, najlepszy strzelec w historii szczecińskiego klubu (na równi z Robertem Dymkowskim) urodził się w Rumunii i z racji ciemniej karnacji nazywany był „Czarną Perłą z Wielgowa”. Jak bardzo to zwycięstwo było oczekiwane, niech świadczy fakt, że gdy arbiter zagwizdał po raz ostatni na amfiteatrze rozległo się głośne „Sto lat”. Dziś królują nieco inne przyśpiewki.
Piłkarze Lechii solennie na tą pieśń w pełni zasłużyli, bo przecież rywal tydzień wcześniej okazał się lepszy w ligowym starciu od krajowego mistrza, Górnika Zabrze. O tym meczu pisaliśmy tu: https://lechiahistoria.pl/2016/11/05/pp-lechia-gdansk-pogon-szczecin-21-6-11-1966/
28.10.1979 LECHIA – Pogoń Szczecin 5:0 (3:0) – II liga.
Bramki: Radowski 2 (17, 45), Gładysz (9-k), Studzizba (66), Puszkarz (79)
Końcówka lat 70. to już nie ta Lechia szczelnie wypełniająca stadion we Wrzeszczu i regularnie atakująca Ekstraklasę. Ale czasem jeszcze zdarzały się przebłyski dawnej formy. Jedynie dwa tysiące zmarzniętych dusz było świadkami, gdy lechiści aż pięcioma bramkami odprawili „Portowców”. Gdański zegar stadionowy nieprzyzwyczajony był do takich przebojów i po zdobyciu kolejnej bramki przez Jarosława Studzizbę, zamiast „czwórki” wskazał od razu „piątkę”. I słusznie, bo wynik na 5:0 ustalił wkrótce legendarny Zdzisław Puszkarz. To się nazywa antycypacja.
1.04.1987 LECHIA – Pogoń Szczecin 1:1 (0:0) – I liga. Bramki: Kamiński (50-k) – Krzystolik (75)
Za komuny nie było tak jak dziś, że na wyciągnięcie pilota są wszystkie ligi świata. Wówczas musiała wystarczyć półminutowa migawka w Dzienniku telewizyjnym. Tym bardziej doceńmy poniższy primaprilisowy klip – od 1:26 mecz Lechia – Pogoń.
19.08.1989 LECHIA – Pogoń Szczecin 1:1 (0:1) – II liga.
Bramki: Ługowski (81) – Sokołowski (31)
Druga połowa lat 80. to mocny rozwój subkultur w naszym kraju. W Gdańsku na trybunach średnia owłosienia wynosiła kilka milimetrów, w Szczecinie odwrotnie – prym wiedli zwolennicy ciężkich brzmień. Wojenny wyjazd do zachodniopomorskiej stolicy ze szczegółami opisał kolega Pilsner na łamach Lechia.net. Kudłacze z Pogoni też raz poharcowali w Gdańsku, wysiedli we Wrzeszczu po czym udali się w kierunku dzisiejszej Restauracji Aioli. Wtedy był tam klub z flipperami, który dość doszczętnie zmasakrowali. Potem udali się do Baru Mlecznego „Syrena”, po czym zostali zawinięci przez czworonogów i zamiast na mecz udali się ulicę Białą.
6.06.1992 LECHIA – Pogoń Szczecin 0:1 (0:0) – II liga.
Bramka: Daniec (66)
Potem był wspomniany wyjazd opisany przez Pilsnera (https://lechia.net/forum/20-kibice-lechii/3895-lata-80-i-90-te), a następnie bijąca się o Ekstraklasę Pogoń przyjechała do nie bijącej się o nic Lechii. Jak w takich wypadkach zwykle bywa to goście wygrali 1:0, a trener Bobo Kaczmarek, który sam żegnał się z biało-zielonymi odsunął od zespołu dwóch piłkarzy i zakończył ich kariery w Gdańsku. Na trybunach też było ciekawie, bo jakoś w połowie pierwszej połowy na prostej pojawiła się delegacja Legii Warszawa (Bosman i przyjaciele) i siadła między dwoma zwaśnionymi ekipami, ale jakby bliżej Lechii. Jak pokazała przyszłość to jednak szczeciński kierunek wybrali stołeczni kibice.
22.05.1996 LECHIA – Pogoń Szczecin 2:0 (0:0) – I liga.
Bramki: Tetteh 2 (53, 79)
Nadeszły czasy fuzyjnej Lechii/Olimpii, która desperacko broniła się przed spadkiem z najwyższej klasy rozgrywek. Na cztery kolejki przed końcem, podopiecznym Stanisława Stachury do bezpiecznej pozycji brakowało czterech punktów, dodatkowo od dziewięciu meczów pozostawali bez wygranej. Dlatego po tłumach z początku rozgrywek zostało wspomnienia, na mecz z Pogonią przybył tzw. twardy elektorat w liczbie dwóch tysięcy osób.
Pierwsza połowa przebiegała bez fajerwerków, ale drugą kibice zapamiętali na lata. Lechia, która by przedłużyć wątłe nadzieje musiała wygrać, atakowała na bramkę przy Akademii Medycznej. W związku z tym jak często w tamtych czasach, młyn (czyli właściwie wszyscy obecni, oprócz starszych osób spożywających czekoladki) przeniósł się na prostą, w pobliżu sektora gości, w którym przebywała garstka (może setka? mecz był w środę) gości.
W 53. minucie wprowadzony w drugiej połowie Grzegorz Motyka wstrzelił piłkę w pole karne, dopadł do niej ówczesny ulubieniec gdańskich fanów, Emmanuel Tetteh i z łatwością zdobył prowadzenie. Doping się ożywił, gdańscy fani sugerowali szczecińskim wycieczkę do Berlina i tam świadczenie usług oralnych. Na dziesięć minut przed końcem Tetteh po raz drugi skierował piłkę do siatki gości i gazety mogły napisać, że do dziesięciu razy sztuka, bo po tyle razach Lechii udało się odnieść wygraną.
Mimo heroicznej postawy do końca sezonu, lechiści opuścili ekstraklasę. Nie mogło być pocieszeniem, że również Pogoń z Marcinem Kaczmarkiem i kolegami zza miedzy Grzegorzem Nicińskim i Maciejem Faltyńskim w składzie, podzieliła smutny los degradacji.
19.09.2006 LECHIA – Pogoń Szczecin 0:2 (0:2) – Puchar Polski.
Bramki: Daniel (21), Anderson (38)
Potem była dłuższa przerwa i znów dopiero Puchar Polski skojarzył obie ekipy. W Szczecinie rządził Antoni Ptak i uznał, że jego drużyna będzie grała „brazylianę”. Co jeszcze lepsze zdecydował, że zatrudni Brazylijczyków. Ta koncepcja nie do końca spodobała się kibicom Lechii, którzy przywitali „Portowców” przy pomocy owoców cytrusowych. Pamiętamy ogólnopolską dyskusję wówczas na ten temat, grożenie Lechii wyrzuceniem z ligi itd. Skończyło się na dwóch meczach bez publiczności, gdy zapełnił się tzw. sektor leśny. Co nie znaczy, że ten wybryk z bananami był mądry.
5.11.2016 LECHIA – Pogoń Szczecin 1:1 (1:1) – Ekstraklasa
Bramki: Wolski (9) – Frączczak (45-k)
Z dwojga złego chyba lepiej rzucać na murawę batony niż banany. Już na nowym stadionie bramkę dla gości tuż przed przerwą z rzutu karnego zdobył Adam Frączczak, któremu życzymy powrotu do zdrowia.
Piłkarz tuż przed strzałem podniósł z ziemi rzuconego przez kibiców batona Knoppers i po kilku gryzach odniósł go poza boisko z uśmiechem na ustach. Cała nietypowa sytuacja nie zdeprymowała Frączczaka, który wciąż gryząc batona pewnie egzekwował jedenastkę na wagę jednego punktu.
Kilka dni po zajściu firma produkująca Knoppersy wysłała zawodnikowi Pogoni prezent w postaci… dużego zapasu wafelków i listu z życzeniami zakończonego żartobliwym “Mamy nadzieję, że Knoppers bez piachu będzie smakował jeszcze lepiej”.
28.05.2017 LECHIA – Pogoń Szczecin 4:0 (2:0) – Ekstraklasa
Bramki: M. Paixao (20, 34, 70-k), Wiśniewski (80)
W tym samym sezonie, pod sam jego koniec sytuacja była zgoła odmienna. Z gdańską publiką żegnali się Mateusz Bąk i Piotr Wiśniewski, ten drugi nie mógł sobie wyśnić lepszego końca. Gol i łzy szczęścia. To było piękne…
13.12.2017 LECHIA – Pogoń Szczecin 1:3 (0:2) – Ekstraklasa
Bramki: M. Paixao (83) – Frączczak (17, 72-k), Piotrowski (33)
I na koniec ostatni i chyba najgorzej przez nas wspominany mecz z Pogonią u siebie. Nie dość, że na boisku w plecy, to jeszcze milicja aresztowała oprawę i klub poniósł totalną klęskę wizerunkową w rocznicę stanu wojennego. Była to swoiście pojęta lekcja historii. Nigdy więcej takiej.